Rezydencja Krzeworożu

+2
Razikale An'Doral
Iwo
6 posters

Strona 4 z 8 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next

Go down

Rezydencja Krzeworożu - Page 4 Empty Re: Rezydencja Krzeworożu

Pisanie by Rudolf Isarbeck Pon Kwi 19, 2021 10:09 am

  Nic dziwnego, że nie spodziewała się kogoś posłanego od Arana. Isarbeck miał nadzieję, że nawet na takiego nie wyglądał. Nie żeby coś, ale taka sytuacja mogła być zwyczajnie niebezpieczna. Jej wspomnienie o powodach długu go zaskoczyło. Nie miał zamiaru pytać, ale doceniał otwartość kobiety. W pewnym stopniu. Mógł się tylko domyślać, jakie tło kryło się za ową ucieczką.
  Przekazał jej akta własności Oriany, by za chwilę skinąć głową.
  — T-tak — podsumował właściwie całą jej wypowiedź włącznie z pytaniem. Hybryda to rzeczywiście drogocenna kradzież, ale miał już pewien plan, który powinien pomóc w razie, gdyby jakiś znajomy Samali chciał upomnieć się o spadek. — M-mo-żesz je przszerobić tak, ż-eby poch-odziła z p-publiczn-ego targu?
  To wydawało się najbezpieczniejszą opcją. Ktokolwiek mógł ją tam sprzedać, jeśli ktoś chciałby dotrzeć do źródła, równie dobrze mógłby szukać wiatru w polu. Podobno w Sad'gha Ul handel hybrydami to jak handel kuchenną zastawą.
  Pani Raust wyszła, a Ori chyba ledwo umiała usiedzieć spokojnie. Uśmiechnął się nieznacznie na potwierdzenie jej pierwszych słów. Zadane przez nią pytanie wbrew pozorom wcale nie było takie proste. Nie wiedział też czy powinien odpowiadać ogólnie, zwłaszcza tutaj, gdzie w każdej chwili mógł wejść Razikale albo ten drugi. Jego ostateczny cel mógłby zostać pokrzyżowany, gdyby doszedł do nieodpowiednich uszu. Aczkolwiek jego plan musiał jeszcze chwilę poczekać.
  — Zzanim ppójdziemy dalej, mu-sisz naucz-yć się br-ronić — odparł. Nie miał zamiaru zostawiać jej samej, ale tak było zdecydowanie bezpieczniej. Zwłaszcza, że ich następny przystanek nie napawał optymizmem.
Rudolf Isarbeck
Rudolf Isarbeck

Stan postaci : W porządku. || Blizny: kreska w poprzek pierwszych paliczków prawej ręki; niewielka kreska na lewym barku, na lewym ramieniu i prawym udzie; ślad po postrzale na prawym udzie.
Ekwipunek : noże, sztuk 5; sztylet 15 cm, sztuk 2; skalpel; wytrych, sztuk 6; napinacz, sztuk 2; manierka z wodą; pistolet skałkowy, sztuk 2 [jeden zdobiony]; amunicja, sztuk 7; drobiazgi: ołówek, scyzoryk, pilnik, sznurek, krzesiwo, notatnik, proch, siarka, saletra, cukier, żelazne opiłki, pierścień z zielonym okiem, suszone zioła [mięta, rumianek, pokrzywa], maść na gojenie ran, kilka prowizorycznych bandaży.
Ubiór : ubrany na ciemno. Czarna bandana, wysokie buty, rękawiczki bez końcówek palców, czarna płócienna kurtka, ciemno zielona peleryna z kapturem, czarna od wewnątrz, zapinana matową sprzączką. Szczegóły w KP.
Źródło avatara : NN, pinterest

Powrót do góry Go down

Rezydencja Krzeworożu - Page 4 Empty Re: Rezydencja Krzeworożu

Pisanie by Iwo Pon Kwi 19, 2021 10:13 am

Niestety tak jest, że nawet najspokojniejszemu koniowi może odwalić. Strach jest silniejszy niż trening i wrodzone opanowanie, a przy braku możliwości ucieczki przerażenie rośnie i każdy staje się wrogiem. Co prawda wina Rio też była wielka, bo pierwsze dwie rzeczy jakie się uczy kiedy ktoś wchodzi w kontakt z koniem, to to, żeby nie podchodzić od tyłu oraz, że jeśli nie możesz uciec wystarczająco daleko, to musisz trzymać się bardzo blisko konia, bo lepiej oberwać miękkim udem niż krawędzią kopyta. Nauka nauką, ale wewnętrzny przymus ludzi, aby działać kiedy coś się dzieje, sprawia, że zapominamy o tak podstawowej zasadzie. Szkoda...
Usłyszałem zamieszanie, chociaż z rozpoznaniem tych dźwięków nie poradziłem sobie dobrze. Koń kwiknął, potuptał, coś wywalił, uspokoił się. Wpatrywałem się uważnie w drzwi oczekując, że zaraz wyjdzie Rio i mnie wygłaszcze, ale nie to się stało, stał się za to zastrzyk od Raza. Doskoczył do mnie, wbił we mnie igłę, więc szybko obróciłem łeb i cierpliwie czekałem. Miało nie być leków. Burknąłem i liznąłem go po dłoni zanim zdążył wyjąć igłę ze mnie. Sięgnąłem mokrym ozorem i polizałem się w miejscu kłucia. W jednej łopatce kula z broni, w drugiej jakiś...jakiś... coś... zastrzyk? Tak... zastrzyk.... Hah... zaastrzyk...
Zamerdałem ogonem, kiedy nogi zaczęły się pode mną rozjeżdżać i powoli zaległem na ziemi kompletnie zrelaksowany. Położyłem łeb na piachu, nie rozumiejąc co się dzieje, nawet nie zauważając, że coś jest nie tak, jak powinno. Ostatnimi siłami podczołgałem się bliżej drzwi i spróbowałem wsadzić nos w niewielką szczelinę pod nimi, liznąłem powietrze. Cześć, Rio... To ja... Cieszysz się, że mnie widzisz? Bo ja się cieszę, że widzę ciebie. Haha...
Z półprzymkniętymi oczami płynnie przeniosłem się do innego świata, a w nim wszędzie były lisy...
Iwo
Iwo

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-tatuaże na dłoniach i plecach
-chory na likantropię
-drobne blizny na lewym boku i nodze
-lekko nacięty kawałek ucha
Na pewno coś mu dolega, ale lekarze to przed nim ciągle ukrywają.
Obrażenia tymczasowe:
-poobijany po bójce
-pogryzione ramię
-rozcięty wierzch dłoni
Ekwipunek : .
Kieszeń:
-domowej roboty porzeczkowe papierosy
-zapałki
-klucze do domu (przyczepione łańcuszkiem do spodni)
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : .

Powrót do góry Go down

Rezydencja Krzeworożu - Page 4 Empty Re: Rezydencja Krzeworożu

Pisanie by Oriana Pon Kwi 19, 2021 9:37 pm

Zrobiło się niezłe zamieszanie, co? Razikale musiał działać szybko. Gdy tylko wilkołak padł, a w środku stodoły znalazł nieprzytomnego Rio, połączył fakty. Natychmiast zabrał chłopaka do środka, z pomocą Rudolfa, zaraz przed tym i po tym, jak dostał w łeb od gosposi za sprowadzanie problemów na hybrydę. Cóż, był na to mentalnie gotowy. Kolejno, posłał gołębia z wiadomością do Hedroth z wezwaniem najlepszego lekarza, który pracuje o takich porach. Musiał się śpieszyć, aby przed przyjazdem doktora Gascona, ukryć półmartwego wilkołaka, więc tego skrył w szajerku. Najgorzej było że wsadzeniem tam tego bydlaka.
Tej samej nocy dotarł La'Vaqqua, szybko eskortowany do pokoju Rio. Raust nie chciała zostawiać chłopaka, ale obiecała przygotować papiery, więc zmusiła się do opuszczenia Krzeworoża. Oriana obiecała jej, że będzie strzec Rio. Było jej smutno, że coś mu się stało, a nie zdążyła go nawet przytulić. Tak, Razikale mógł odetchnąć z ulgą i korzystając z chwili, pobrać w tajemnicy kilka próbek od nieprzytomnego likantropa.
Następnego dnia, kiedy Iwo wrócił do zmysłów, jak też i swojej formy, Razikale poprosił go, aby zajął się rumakiem, próbując zagoić jego obrażenia, ponieważ stajenny nie był teraz dyspozycyjny. Jak to się udało, porozmawiał z Gasconem, który poinformował, że hybryda będzie żyć, ale jest zbyt wcześnie, aby stwierdzić, czy wszystko będzie w porządku. Chwilowo chłopak nie odzyskał przytomności, a pod tym argumentem, La'Vaqqua zagwarantował sobie całodzienną obserwację pacjenta w rezydencji naukowca.
Gdzieś w godzinach porannych jeszcze, przyszła Annabell, wręczając Rudolfowi obiecane dokumenty. Były wręcz fachowo identyczne jak oryginał. Chciała z nim porozmawiać jeszcze na jeden temat, ale przez zmartwienia o stan zdrowotny Roberto, chwilowo sobie odpuściła i poszła do kuchni, przygotować posiłek dla gości, oraz gospodarza.
-Teraz już Panicz jest moim właścicielem…- Mruknęła Oriana, przebywając znów w jadalni ze swoim właścicielem. -...powinnam się cieszyć, ale martwię się o Rio…
Wyżaliła mu się. Całkiem zapomniała o tym, że Isarbeck wspominał o nauce samoobrony. Każdy był chyba rozkojarzony. No prawie.
-Cóż za piękny poranek! Dzień dobry.
Rzucił niebieskowłosy, wchodząc do jadalni i zajmując swoje miejsce honorowe. Był w dobrych humorze. Miał w końcu masę próbek do badań, a wszystkie kłopoty zdawały się już rozwiązywać. Oriana popatrzyła na niego trochę z niezrozumieniem.
-Nie taki dobry…
Oriana
Oriana

Stan postaci : Małe blizny na plecach.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Rezydencja Krzeworożu - Page 4 Empty Re: Rezydencja Krzeworożu

Pisanie by Rudolf Isarbeck Sro Kwi 21, 2021 1:39 am

  To był pracowity wieczór i to w najbardziej zaskakujący sposób, jaki mógł sobie wyobrazić. Chociaż... czy oczekiwał kiedyś, że będzie zaciągał nieprzytomnego wilkołaka do szopy razem z szalonym naukowcem? Razikale z pewnością nie był normalny, to dało się wyczuć po jego zachowaniu. Ludzie nazywają coś takiego skrzywieniem zawodowym. W zasadzie był pod tym względem podobny do Arana na swój sposób.
  No i jeszcze sprawa Rio. Trzeba było wezwać weterynarza, nie zatrudniać chłopaka od opieki. Ciężko powiedzieć, co się dokładnie stało poza faktem, że oberwał kopytem i to było akurat dobrze widoczne na jego głowie. Dobrze, że w ogóle przeżył. Rudolfowi było go szkoda. Choć nie znali się nijak, to jednak nie miał powodu życzyć mu źle. Ostatecznie została z nim Oriana, nie miał nic przeciwko, sam La'Vaqqua wydawał się bardzo poczciwym człowiekiem, choć chyba trochę przepracowanym, patrząc na jego karnację.
  Dostali gościnę. Tym lepiej, bo po wszystkich tych nieprzewidzianych niespodziankach Rudolf nie miał ochoty na nic innego, jak zatopić się w pościeli i zniknąć z tego świata. Nie przyszło mu jednak spać spokojnie, za dużo rzeczy pałętało mu się po głowie. Co jeśli wilkołak znowu zrobi coś groźnego? Był tu na miejscu, razem z nimi wszystkimi, gdyby zwlekła się milicja albo ktoś, wszyscy mogliby za to odpowiada... Nie, bez sensu. Chyba że Razikale by ich wkopał. Ale nie zrobiłby tego, prawda? Potrzebował nowego konia. Nawet jeśli ten wyżyje, to do niczego się nie będzie nadawał w najbliższym czasie.
  I jeszcze to nieznośne słońce... Może wschód nie był jeszcze tak wcześnie, ale dla niego i tak zbyt o kilka godzin.
  Nawet niespecjalnie zauważył, kiedy znów znaleźli się w jadalni, choć cały ten proces w swoim trakcie wydawał się niemiłosiernie długi i okropnie niepotrzebny. Otrzymał jednak papiery. Licencję na czyjeś życie, choć nie z Sad'gha Ulu, jak się spodziewał, a z Thyminu. Nie był pewien, co to oznacza, przynajmniej nie w tej chwili, ale nie wykłócał się z... domorosłym prawnikiem, tak? Chyba można było ją tak nazwać.
  Podziękowawszy i schowawszy wszystko bezpiecznie, odprowadził ją wzrokiem, który za chwilę wylądował na Orianie.
  — To zr-rozumiałe... — wymruczał cicho. Nie był pewien, co się teraz działo z Rio, wiedział tylko, że chyba że jeszcze żyje. Doktor coś mówił, ale nie zrozumiał wiele z tego medycznego bełkotu, jako że głównie mówił do Razikale. Zresztą ten za chwilę się zjawił wraz z całą swoją... sobą.
  W tym całym bałaganie nikt nie poszedł po poranną gazetę, o ile w ogóle ktoś je tu znosił, w co chyba powątpiewał. Ale znalazł jakąś niezbyt starą wcześniej, którą teraz wyjął nie wiadomo skąd i zaczął przeglądać.
Rudolf Isarbeck
Rudolf Isarbeck

Stan postaci : W porządku. || Blizny: kreska w poprzek pierwszych paliczków prawej ręki; niewielka kreska na lewym barku, na lewym ramieniu i prawym udzie; ślad po postrzale na prawym udzie.
Ekwipunek : noże, sztuk 5; sztylet 15 cm, sztuk 2; skalpel; wytrych, sztuk 6; napinacz, sztuk 2; manierka z wodą; pistolet skałkowy, sztuk 2 [jeden zdobiony]; amunicja, sztuk 7; drobiazgi: ołówek, scyzoryk, pilnik, sznurek, krzesiwo, notatnik, proch, siarka, saletra, cukier, żelazne opiłki, pierścień z zielonym okiem, suszone zioła [mięta, rumianek, pokrzywa], maść na gojenie ran, kilka prowizorycznych bandaży.
Ubiór : ubrany na ciemno. Czarna bandana, wysokie buty, rękawiczki bez końcówek palców, czarna płócienna kurtka, ciemno zielona peleryna z kapturem, czarna od wewnątrz, zapinana matową sprzączką. Szczegóły w KP.
Źródło avatara : NN, pinterest

Powrót do góry Go down

Rezydencja Krzeworożu - Page 4 Empty Re: Rezydencja Krzeworożu

Pisanie by Iwo Sro Kwi 21, 2021 9:48 am

Nie zauważyłem kiedy się obudziłem, zwyczajnie w pewnym momencie spostrzegłem, że mam otwarte oczy i gapię się pusto w ścianę stodoły. Ciało moje było ciężkie i miałem wrażenie, że ta drzemka nie była planowana. Dostałem zastrzyk i zastanawiam się jaką dawkę Cessabitu mi Razi dał, że taki skutek osiągnął. Szkoda, że nie dał więcej.
Siedziałem goły, wracałem do siebie, patrząc na moje wilcze wymiociny z wycieraczki, ale nie dane mi było zrobienie tego w spokoju, bo zaraz przyszedł niebieski z jakimiś ubraniami, rozkazami i wieściami o Rio. Połączyłem informacje od niego z tym co pamiętałem z zeszłej nocy. Walnięcie w drzwi, dźwięki wystraszonego konia, dźwięk jak coś upada... Rio na ziemię z rozwaloną głową. Widziałem takie kopnięcia, widziałem różne kopnięcia, ale co innego jak ci koń złamie biodro, a co innego, jak czaszkę. Zimno mi się zrobiło, jakoś tak nieprzyjemnie mocno.
Znów zostałem sam w mojej małej szopie i chwilę mi zajęło zanim zebrałem się, ubrałem i wyszedłem do stajni. Cały czas miałem w głowie Rio i to, że to moja wina, zawsze jest moja wina. Jak już wychodzić z domu, to po to, żeby coś zjebać. Nigdy się nie mogłem uspokoić, kurwa. Ojciec też na to narzekał, dlatego zamykał krowy na kłódkę, bo bym oszalał jakbym je zobaczył i wszystkie pozabijał. Zawsze narzekał, że skaczę i biegam jak wariat, gryzę stół, drapię kanapę, a później mam rozwalony nos, czy zwichnięty ogon, albo utykam pazurami w jakimś szajsie leśnym. Tym razem to nie ja ucierpiałem.
Drżącą ręką otworzyłem niepewnie drzwi od stajni, bojąc się, że na ziemi zobaczę wielką plamę krwi, odłamki kości i mózgu na ścianie i podłodze. Zabawnie, przesadziłem z moją wizualizacją, ale nie uspokoiło mnie to wcale. Chciałem pójść do Rio, zobaczyć co u niego, ale nie sądzę, żeby ktokolwiek chciał mnie teraz tam widzieć w domu. Ja zostanę tutaj, tu mi dobrze. Chyba nawet nie ma sensu, żebym czekał aż po mnie Rio zawoła. Chciałem do niego pójść.
Odetchnąłem ciężej i zamknąłem za sobą drzwi, odgradzając się od wszystkiego. Daya uniósł łeb i zarżał cicho na powitanie, przeżuwając siano. Co mam robić? Co mam robić? Westchnąłem ciężko i przetarłem twarz. Plecy mnie zabolały, przypominając tym o moich obrażeniach. Nie chciałem wyjmować kuli, mogło mnie boleć, niech mi najlepiej wrośnie w ciało, albo przewierci się przez kość i zbije w płuca. Zaśmiałem się cicho, marszcząc przy tym brwi i przecierając szklane oczy dłońmi, aż zobaczyłem kolorowe mroczki. Sapnąłem kilka razy, uciskając sobie mostek, bo przez chwilę ciężko mi było złapać oddech.
-Mam się zająć końmi.-wyszeptałem do siebie. Popatrzyłem na rannego Karusa, którego krew już zdążyła zaschnąć mu na sierści. Mam zająć się końmi. Zajmę się końmi. Odchrząknąłem i otworzyłem boks Dayi oraz Horacego. Dam ich na podwórko, żeby chociaż oni się wybiegali. Ja w tym czasie posprzątam tutaj, wymienię ściółkę, wodę... wszystkim się zajmę.
Kiedy dwa konie hasały po padoku, ja zajmowałem się trzecim. Rany były całkiem ładne, bardziej w stylu nakłuć niż ran szarpanych, co niestety sprawia, że rozległe nie były, ale za to głębokie. Przy takich ranach zwierzak będzie trochę dłużej wracał do pełnej sprawności, zostaną blizny, ale teoretycznie nie powinien nawet po tym kuleć. Jedno co mu z pewnością zostanie, to trauma do psów.
Przywiązałem konia uwiązem, żeby się nie wiercił. Wyszorowałem cały ten syf wodą, później dookoła obrażeń zgoliłem sierść do łysa. Nie za dużo, ale tyle aby nie przeszkadzało w założeniu kilku szwów. Opukałem jeszcze raz wszystko z resztek sierści i zabrałem się za oczyszczanie ran. Nie podobało mu się to, ale nie robił nic więcej poza uciekaniem zadem i strzelaniem ogonem, który w końcu złapałem w rękę, bo mnie denerwował.
Szwy to była niezła zabawa, nieprzyjemna zarówno dla mnie, jak i dla niego. Po wielu wierzgnięciach, wielu stanięciach mi na stopę, w końcu się udało, chociaż nie zaszyłem wszystkich ran, tylko te największe i moim zdaniem najgroźniejsze. Na resztę założyłem zwyczajny opatrunek z bandaża, gazy oraz maści uśmierzających ból i działających przeciwzapalnie. Przyznam, że apteczka Rio, nie była tak źle wyposażona jak myślałem, chociaż moja apteczka dla krów jest lepsza.
Posprzątałem wszystkie medyczne rzeczy i odłożyłem je gdzieś na bok, w miejsce niedostępne dla koni. Czas się zabrać za ogarnianie boksów. Wymienienie wszystkiego i rzucenie nowej porcji siada i owsa nie zajęło długo, bo w końcu mam wprawę. Poczułem wtedy kilka razy pociągnięcie za łopatkę i kiedy zdjąłem koszulę zobaczyłem, że prawa strona na plecach jest cała w krwi. Sapnąłem zmęczony. Liczyłem, że uda mi się ominąć zajmowanie się sobą, ale, jak widać nie.
Apteczka dla koni znów poszła w ruch i po chwili dłubania cążkami w ranie, mimowolnych łez i żałowania, że w ogóle pół roku temu się tu zjawiłem, udało mi się wyjąć kulę, która spadła na ziemię, brudząc ją trochę. Juszka ze świeżo rozdrapanej dziury pięknie zaczęła mi spływać po plecach, ale nie zdążyła dotrzeć do paska spodni, bo złapałem to w teoretycznie czystą szmatę. Możliwe, że przydałoby się zaszycie rany, ale sam sobie tego nie zrobię, a po pomoc nie będę wołać, zadowoliłem się więc samym przejechaniem tego jakimś szczypiącym płynem i zabezpieczenie tego bandażami owiniętymi dookoła piersi i ramienia.
Użalam się nad sobą, ale myśli same jakoś tak idą w tym kierunku, gdybym ja mógł o nich decydować, to w życiu bym nie myślał o sobie jako o ofierze świata. Takie to wszystko płytkie, ale nigdy nie byłem jakiś skomplikowany.
Nie było już dla mnie nic do roboty, więc uznałem, że schowam się w boksie Dayi. Usiadłem w jego kącie, na czystym jeszcze sianie, oparłem się plecami o deski, które zasłaniały mnie całkowicie przez ciekawskimi oczami tych, którzy mogli mieć ochotę tutaj zajrzeć. Liczę, że jeśli ktoś tu przyjdzie, to zobaczy, że mnie nie ma i pójdzie, a nie, że będzie przeszukiwał otwarte boksy. Co za głupek by tak robił? No cóż, ja mam przynajmniej czas zastanowić się i pociągnąć dalej czarne scenariusze, które nie chciały mi dawać spokoju. Może jak się na nich skupię, to miną. Później się zdrzemnę, to dobra opcja, będę tutaj spał na zawsze i nie mam zamiaru się stąd ruszać.
Iwo
Iwo

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-tatuaże na dłoniach i plecach
-chory na likantropię
-drobne blizny na lewym boku i nodze
-lekko nacięty kawałek ucha
Na pewno coś mu dolega, ale lekarze to przed nim ciągle ukrywają.
Obrażenia tymczasowe:
-poobijany po bójce
-pogryzione ramię
-rozcięty wierzch dłoni
Ekwipunek : .
Kieszeń:
-domowej roboty porzeczkowe papierosy
-zapałki
-klucze do domu (przyczepione łańcuszkiem do spodni)
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : .

Powrót do góry Go down

Rezydencja Krzeworożu - Page 4 Empty Re: Rezydencja Krzeworożu

Pisanie by Oriana Sro Kwi 21, 2021 1:35 pm

Uwaga Oriany obeszła uszy Razikale, który chyba udawał, że jej nie słyszy. Ta z kolei nie miała dobrego humoru, ogólnie w ostatnich dniach miała kijowe dni. A podobno okres młodzieńczych hormonów już minął! Ale nie, wiedziała że to kwestia masy złych rzeczy, które się pojawiły nagle, zaś jedna dobra nowina, nie naprawiała reszty.
-Annabell powiedziała mi, że byliście w interesach do niej. Nie przeszkadza i to, czujcie się jak u siebie, zawsze byłem gościnny.- Rzucił w kierunku owej dwójki, choć Rudolf zdawał się zaczytany w gazetę. -Koń powinien wyzdrowieć, ale jeśli chcesz, mogę odkupić go od Ciebie i zadbać o nowego. Potrzebuję dnia. Zdaję sobie sprawę, że to niejako… moja wina, że taka sytuacja zaszła. Sądzę, że się nie powtórzy.
Powiedział, a Lisiczka oparła się o stolik, zaciskając chude palce.
-A czyją winą jest wypadek Rio?
Spytała gniewnie, czym zaskoczyła naukowca. Nawet w jej słodkim głosie, brzmiało to bardzo poważnie.
-Niestety, najpewniej Roberto. Głupio podszedł do wierzchowca od tyłu. Wypadku się zdarzają, a on jest młody…
-Proszę tak nie mówić! Rio uspokajał konia, to nie miałoby miejsca, gdyby…- Opuściła głowę. -...ja po prostu nie chciałam, by przez nas mu się coś stało…
Dodała i wstała od stołu, wychodząc na korytarz. An'Doral powiódł za nią wzrokiem. Hybryda najpewniej efektem domino, winiła ich fakt przyjazdu koniem. A może samego wilkołaka? Chyba wina leżała w każdym po kroku, Razikale wolał wierzyć, że to był splot tragedii, która powstała od wielu czynników.
-Cóż… ta młoda dama się martwi. Gdzie Pan ją kupił?
Spytał z ciekawości Rudolfa.

W tym czasie, Oriana udała się schodami na górę, do pokoju, gdzie przebywał Rio. Owinęła się w pasie własnym ogonem i zapukała, za chwilę wchodząc do środka. Tam,w tej ciemnicy, był już Gascon na krześle, obok łóżka, na którym leżał Rio. Jego głową owinięta była bandażami, spod których wystawały złote kosmyki włosów.
-Ori...ana?
Rozbrzmiał głos chłopaka, który ledwo na nią patrzył. Oczy Lisiczki zaszły łzami, ale podeszła dwa kroki.
-Rio… obudziłeś się… jak z Tobą…?
-Ja… nie pamiętam… co tu robisz?
Zapytał, a wtedy Gascon chwycił ją za nadgarstek i pociągnął na krzesło obok.
-Rio odzyskał przytomność, ale chyba nie pamięta dnia incydentu. Jeszcze nie wiem jak się czuje, jest w… złej kondycji. Musisz mówić powoli, nie wszystko do niego jeszcze dociera…
Wyjaśnił lekarz, a Oriana powstrzymywała się przed płakaniem. Zielone oczy Rio śledziły ich, ale wydawały się nieobecne i nieświadome tej sytuacji.
Oriana
Oriana

Stan postaci : Małe blizny na plecach.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Rezydencja Krzeworożu - Page 4 Empty Re: Rezydencja Krzeworożu

Pisanie by Iwo Pią Kwi 23, 2021 10:41 am

Tak, jak myślałem, kiedy odpuściłem walczenie ze sobą, myśli natychmiast mnie sobą zawaliły. Może i nie napawały optymizmem, ale przynajmniej nie byłem tak zmęczony powstrzymywaniem ich. Użalanie się nad sobą zawsze było mocną stroną. Zawsze? Nie, nie zawsze, a przynajmniej kiedyś nie praktykowałem tego aż tak często. Czasami się zastanawiam czy to nie mózg zaczyna mi pierwszy mutować. Czy to jest możliwe? Sam nie wiem, nie znam się na swojej rasie na tyle. Przyznam, że do niedawna nie wiedziałem nawet, że nie mogę mieć dzieci z człowiekiem. Nigdy się nie przykładałem do nauki i teraz mam. Mógłbym kupić jakąś książkę, albo w sumie nie, pewnie jakaś jest u mnie w domu nawet, ale trochę nie chce mi się grzebać w tej stercie rupieci, z resztą pewnie jak wrócę do domu, to już nie będę o tym pamiętał.
Położyłem się na słomie, przyciągnąłem kolana do piersi i objąłem nogi jedną ręką, drugą podłożyłem sobie pod głowę, bo suche łodyżki zboża wbijały mi się w ucho. Chciałbym być teraz w domu, nawet nie to, że u siebie, ale nawet u Raza, w swoim pokoju z zasłoniętymi oknami, ciężką kołdrą. Mógłbym tam leżeć, udawać, że mnie nie ma i nasłuchiwać jak gadają o mnie niepochlebnie. Myślę sobie, że nie rozmawialiby o kimś takim, jak ja, ja bym o sobie nawet nie rozmawiał, ja w sumie tego nie robię, bo ja ogólnie nie rozmawiam. Cóż, ciężko mi zgadywać co inni by robili, skoro nie wiem, co ja sam bym robił, bo nie robię tych rzeczy. Jestem w tym beznadziejny, ale chociaż dobrze jeżdżę konno. To jest mocny argument w czasie kłótni. Ktoś mi powie: ,,Zabiłeś swojego przyjaciela!" A ja mu na to: ,,Ale za to dobrze jeżdżę na koniu!" I wygrałem, a typ się nie podniesie po tym psychicznie. To jest kurwa straszne...
Zaśmiałem się cicho pod nosem i ułożyłem wygodniej. Przydałby mi się ktoś, kto by mnie przykrył kocem, bo mi się nie chce po niego wstać. Wiem, też, że za kilka minut zrobi mi się chłodno i i tak będę musiał wstać, ale darowałem sobie mimo tego. Gdybym był psem mógłbym spać na gołej ziemi i bym nie narzekał na nic. Ciągle ubolewam nad tym, że mogę być nim tylko w czasie nocy. Przyjemna forma psa jest nagrodą za cały dzień męczarni.
Sapnąłem ciężko i przymknąłem oczy. Jest jasno i niedawno spałem, ale znów czułem się senny, jak zawsze, więc zwyczajnie zasnąłem, przynajmniej czas szybciej minie...
Iwo
Iwo

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-tatuaże na dłoniach i plecach
-chory na likantropię
-drobne blizny na lewym boku i nodze
-lekko nacięty kawałek ucha
Na pewno coś mu dolega, ale lekarze to przed nim ciągle ukrywają.
Obrażenia tymczasowe:
-poobijany po bójce
-pogryzione ramię
-rozcięty wierzch dłoni
Ekwipunek : .
Kieszeń:
-domowej roboty porzeczkowe papierosy
-zapałki
-klucze do domu (przyczepione łańcuszkiem do spodni)
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : .

Powrót do góry Go down

Rezydencja Krzeworożu - Page 4 Empty Re: Rezydencja Krzeworożu

Pisanie by Rudolf Isarbeck Pią Kwi 23, 2021 1:22 pm

  Nie czytał w zasadzie, wciąż żył w małym stresie, a to miejsce tylko potęgowało skrywany głęboko niepokój. Choć może wcale nie szło mu to ukrywanie tak dobrze, jak się spodziewał. W dodatku nastrój Oriany udzielał mu się poniekąd. To była chyba wada osób empatycznych, dzieląc ze swoim otoczeniem wszystkie głębokie emocje, to samo robią ze swoim smutkiem.
  Oczy chłopaka przeniosły się na Razikale, a on sam lekko skinął głową. Druga informacja o koniu jednak znacznie bardziej skupiła jego myśli. Oddać mu ko... nie sprzedać mu konia i dostać nowego? Coś mu się tu mocno nie kalkulowało. Z jednej strony brzmiało to dobrze, ale z drugiej po raz kolejny miał brać kota w worku. Z tamtym mu się udało, ale jak byłoby tym razem? Oddać konia, który nawet przy krwiożerczej bestii nie próbował go znokautować i uciec? Tylko dlatego, że stał się wadliwym towarem. To już nie brzmiało dobrze.
  Jednak teraz Ori postanowiła się wtrącić i to w sposób, którego nikt się nie spodziewał. Odprowadził ją wzrokiem.
  — Nie przszechodzi obojjętnie obok nik-khogo — przytaknął i przeniósł wzrok na An'Dorala. — Zza grannicą — odparł tonem sugerującym, że to nic ciekawego. Zaraz też wstał, by rozprostować nogi i zmienił temat. — Panie An'D-Doral, ppańska offerta jest bardzo m-miła, ale n-nie chcę pańskich p-pieniędzy... Na n-nic też p-panu k-kulawy koń. Wezm-mę dr-ugiego, a ppo tego wr-rócę, g-dy wyzdrowwieje — wyjaśnił, mając nadzieję, że Razikale nie będzie miał nic przeciwko. Ostatecznie układ wyglądał tak samo, tylko koń zmienił miejsce docelowe.
Rudolf Isarbeck
Rudolf Isarbeck

Stan postaci : W porządku. || Blizny: kreska w poprzek pierwszych paliczków prawej ręki; niewielka kreska na lewym barku, na lewym ramieniu i prawym udzie; ślad po postrzale na prawym udzie.
Ekwipunek : noże, sztuk 5; sztylet 15 cm, sztuk 2; skalpel; wytrych, sztuk 6; napinacz, sztuk 2; manierka z wodą; pistolet skałkowy, sztuk 2 [jeden zdobiony]; amunicja, sztuk 7; drobiazgi: ołówek, scyzoryk, pilnik, sznurek, krzesiwo, notatnik, proch, siarka, saletra, cukier, żelazne opiłki, pierścień z zielonym okiem, suszone zioła [mięta, rumianek, pokrzywa], maść na gojenie ran, kilka prowizorycznych bandaży.
Ubiór : ubrany na ciemno. Czarna bandana, wysokie buty, rękawiczki bez końcówek palców, czarna płócienna kurtka, ciemno zielona peleryna z kapturem, czarna od wewnątrz, zapinana matową sprzączką. Szczegóły w KP.
Źródło avatara : NN, pinterest

Powrót do góry Go down

Rezydencja Krzeworożu - Page 4 Empty Re: Rezydencja Krzeworożu

Pisanie by Oriana Pią Kwi 23, 2021 2:01 pm

Razikale uwięził spojrzenie na chłopaku, kiedy tylko wstał i odpowiedział na rzuconą przez niego propozycję. Kiwał głową z każdym sformułowaniem, uważnie słuchając, aby na koniec westchnąć.
-Bez większej różnicy, chłopcze. Zaraz po śniadaniu pojadę do znajomego koniuszego, wieczorem spodziewaj się mojego powrotu. A teraz, czuję że zaraz zapełnimy brzuchy.
Uśmiech.

Reszta dnia miała upłynąć spokojnie, Iwo nie opuścił stodoły z a przynajmniej nie pojawił się w domu, sam pan tych włości wyjechał na grzbiecie Horacego, choć jeszcze nie zdążył wrócić. Oriana pobyła trochę z Rio, aż doktor Gascon o zmierzchu stwierdził, że nic więcej zrobić nie może, a najlepszym lekarstwem, będzie czas. Tak pożegnał się uprzejmie i odjechał.
Pani Raust poprosiła Rudolfa, aby porozmawiał z nią w salonie, nim też będzie zbierać się do domu. Wskazała mu miejsce na kanapie, a sama usiadła obok, trzymając w dłoni rozerwaną kopertę. Jej mina była nieprzyjemnie ponura.
-Chciałam coś… przekazać…- Zaczęła, a wtedy do salonu weszła Oriana. -Oh, skarbie, jesteś. Jak z Rio…?
Spytała jej, a dziewczyna zrobiła zmieszany wyraz twarzy.
-Odpoczywa, Proszę Pani.
Odparła, splatając ręce za plecami i podchodząc do Panicza, stając obok niego. Annabell pokiwała głową i westchnęła.
-Wracając… proszę. Ten list dotarł do nas na długo przed Waszym przybyciem.- Wręczyła kopertę chłopakowi, która była zaadresowana do Rudolfa. -Pan An'Doral otworzył to nieświadomie, uznając to za list do niego, po czym mi go oddał. Przyznam, że go przeczytałam, przepraszam. Ale dopiero teraz uświadomiłam sobie, że… Wy… nie wiecie…
Wyjaśniła, ale wolała poczekać, aż tragiczna informacja w jej treści zawarta, dotrze do świadomości Isarbecka. Oriana z kolei czekała, bo nawet nie podejmowała się prób czytania przez ramię.

10 minut wcześniej…
-Rio… nie powinieneś…
Rzuciła troskliwie Oriana, robiąc za podparcię dla blondyna, któremu wciąż złote kosmyki wystawały spod bandaży na głowie. Miał na sobie narzucony płaszcz, dosyć krzywo, nie zabrał też rękawiczek, a jego kroki były krzywe, bo ciągle kręciło mu się w głowie.
-Muszę… sprawdzić… konia…
Odparł jej, dzielnie krocząc dalej, ku obawom Lisiczki. Nie podobała jej się ta akcja dywersyjna, Gascon prosił, by został w łóżku. Ale jak mogła mu odmówić pomocy, po tym wszystkim?
-Rio, jesteś pewien, że nic Ci się nie stanie…?
-Tak… wracaj… do domu. Proszę.
Rzucił do niej i oparł się dłonią o płot, zaś Oriana go puściła z niepokojem. Faktycznie musiała wracać, podobno Raust coś chciała. Popatrzyła jeszcze chwilę na blondyna, nim zaczęła biec w stronę rezydencji. Wtedy też, Lisek ruszył dalej, bujając pachołkami wbitymi w ziemię.
Zaraz w stodole rozbrzmiało ciche sapanie, oraz stukoty pazurów o deski. Karus rozpoznał zapach, więc nie był zaniepokojony. Rio ignorując całe otoczenie, chwiejnym, jakby pijanym krokiem, wszedł do środka, chwytając się wszystkiego co popadło. Upuścił przypadkiem widły, które uderzyły w skrzynkę. Zatrzymał się i zielonymi oczyma zmierzył załatane rany karusa. Kto to zrobił…? Podobno ten koń był ranny… ah, od nadmiernych prób myślenia o tym ferelnym dniu, dostawał tępych bóli migrenowych...
Oriana
Oriana

Stan postaci : Małe blizny na plecach.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Rezydencja Krzeworożu - Page 4 Empty Re: Rezydencja Krzeworożu

Pisanie by Iwo Pią Kwi 23, 2021 4:33 pm

Razi przyszedł po konia, więc pomogłem mu go ogarnąć i puściłem wolno, a ten gdzieś pojechał. Miałem różne podejrzenia, jednak niespecjalnie mnie one obchodziły. Niech robi co chce, nie jestem jego matką.
Skoro jednak jeden z trzech koni zniknął, to postanowiłem trzymać pozostałe dwa razem w stajni, żeby czuły się bezpieczniej mając towarzysza.
Znów wpakowałem się do boksu Dayi, a on nie robił sobie nic specjalnego z tego, że leżę mu na jedzeniu, zwyczajnie wyżerał to, do czego miał dostęp. Westchnąłem zmęczony i z zamkniętymi oczyma czekałem na ranek, do którego jeszcze dużo czas zostało. Dalej myślałem, kocham najwidoczniej myśleć. I ja wiem, że to bez sensu, że się nakręcam, że pewnie się mylę i to nie tak, że wszyscy mnie obwiniają i nienawidzą, ale co jeśli tak faktycznie jest? Co jeśli się nie mylę i naprawdę stałem się najbardziej nielubianą istotą na świecie? To jest możliwe, ja to wiem.
Tej nocy postanowiłem się nie przemieniać, jakoś sam nie wiem, uznałem za stosowne nie robienie tego. Może chciałem się ukarać nocą głupich rozważań, dając sobie zakaz ma ignorowanie wszystkiego w formie psa. Może jestem głupi. Na pewno jestem głupi. Hahh.... Gdybym miał przy sobie swój durny notes, to pewnie bym się tam wyżalił sobie. W przyszłości na pewno popatrzę na te moje wpisy i wtedy zażenowanie przechyli szalę samobójcy. Później ludzie będą straszyć dzieci, żeby nie mówiły dziwnych rzeczy, bo kiedyś był facet co się zabił, bo głupoty pierdolił. Uśmiechnąłem się kwaśno do siebie.
Już miałem wracać do myślenia, ale usłyszałem, jak drzwi stodoły się otwierają. Może to Raz wrócił, może Raust przyszła mnie zlać, albo ten facet z lisiczką przyszli po konia, jednak nie był to nikt z nich. Ten ktoś szedł zbyt chwiejnie i stukał pazurkami o wszystko. Zmarszczyłem brwi, wiedząc, że Rio jest kilka metrów ode mnie. To było głupie, zawstydzające, aż zauważyłem, że spłyciłem i wyciszyłem oddech najbardziej, jak mogłem, byleby mnie tylko nie usłyszał. Chciałem do niego podbiec, wyprzytulać, wycałować, co byłoby dziwne jak na mnie, ale z drugiej strony jakoś nie miałem odwagi, jakoś się przejmowałem tym wszystkim za bardzo. To jak po kłótni z rodzicem chciałem pójść do niego i zagrać w grę, ale nigdy nie szedłem, bo coś mi to uniemożliwiało. Sam nie wiem, czy to bardziej strach, czy nadzieja na to, że on wykona pierwszy ruch i przyjdzie tutaj. Jak nie wie, że jestem tutaj, to tu nie podejdzie, więc to jest, sam nie wiem czy dobra czy niedobra sytuacja.
Daya patrzył na Rio, brodząc przy tym w słomie, a ja korzystając z tego, że robił hałas, podniosłem się do siadu, a później do klęku. Przetarłem policzki i wstałem ze zmarszczonymi brwiami. No cóż, może już kątem oka mnie zobaczył, a może jeszcze nie był w stanie reagować tak szybko, jednak na pewno zwróciłem na siebie jego uwagę, kiedy wyszedłem z boksu mojego konia i zamknąłem za sobą przejście, żeby ogier nigdzie nie uciekł.
Chciałem coś powiedzieć, ale nie wiedziałem co. Zagadać o pogodę, zapewnić o tym, że koń się wyliże, może mam go wygonić do domu, żeby się nie przeciążał? Podjąłem decyzję, żeby zachować milczenie, niestety robiłem to z miną niezachęcającą do rozmowy, wyglądałem, jakbym był zły lub obrażony. Może już się szykowałem do kłótni, do zjeby za moje zachowanie, już byłem gotowy od naburmuszenia się, fuknięcia czegoś i odejścia. Z rękoma w kieszeni przestąpiłem z nogi na nogę i poparzyłem nieufnie na Rio. Nie wiem co robić teraz. Dlaczego ja nic nie wiem?
Iwo
Iwo

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-tatuaże na dłoniach i plecach
-chory na likantropię
-drobne blizny na lewym boku i nodze
-lekko nacięty kawałek ucha
Na pewno coś mu dolega, ale lekarze to przed nim ciągle ukrywają.
Obrażenia tymczasowe:
-poobijany po bójce
-pogryzione ramię
-rozcięty wierzch dłoni
Ekwipunek : .
Kieszeń:
-domowej roboty porzeczkowe papierosy
-zapałki
-klucze do domu (przyczepione łańcuszkiem do spodni)
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : .

Powrót do góry Go down

Rezydencja Krzeworożu - Page 4 Empty Re: Rezydencja Krzeworożu

Pisanie by Rudolf Isarbeck Sob Kwi 24, 2021 1:16 am

Było spokojnie i całkiem miło. No, może "miło" to nie jest trafne słowo, ale nie mógłby pominąć faktu, że Raust potrafiła doskonale zająć się gośćmi, nawet w obliczu domowej tragedii. Aczkolwiek był to ten rodzaj atmosfery, której po kilku godzinach ma się dość. To jak czekanie na werdykt, który ma decydować o całym twoim życiu, a który niespodziewanie się spóźnia i teraz nigdy nie wiesz, kiedy zapadnie.
Pani Raust miała też w końcu okazję, żeby z nim porozmawiać, czego oczywiście nie mógł odmówić, nawet gdyby chciał.
Zerknął na list w jej dłoniach i znów na jej twarz, której wyraz już od początku tego zaproszenia do salonu mu się nie podobał.
Zjawiła się Ori z informacją na temat Roberto. Brzmiało lepiej niż większość, odpoczynek z pewnością mu się przyda. Ponownie skupił się na Anabell. Zawiesił wzrok na przekazanej mu kopercie. Tylko dwie osoby mogły go tutaj wysłać, ale notka z nadawcą wykluczyła tę drugą. W zasadzie nieważne, ale dlaczego pisali? Zerknął kątem oka na kobietę.
— T-to nic... — mruknął, mając na myśli czytanie treści. I tak już tego nie zmienią, choć faktycznie mogło to być niepokojące. Miał nadzieję, że nie było tam nic, co mogłoby mieć znaczenie dla ogona Zevisa, ale... Chyba trochę nie doceniał Victorii.
Nie marnując czasu, wysunął papier i rozłożył. Tekstu nie było tam dużo, choć wyglądało tak, jakby autorka planowała go więcej. Rudolf zaczął czytać, ale zaraz zatrzymał się i chyba zaczął od początku, znacznie wolniej.

Rudolfie,

Ciężko mi wybrać, od czego zacząć. Jak wiesz, mieliśmy jechać do Ramis, tak też zrobiliśmy. Nasz pierwotny zamysł zmienił się trochę na miejscu, spotkaliśmy kogoś, kto miał nam pomóc... I to właściwie koniec historii. Aranai nie żyje. Zabójca wtopił się w tłum w gildii magów. Nie winię ich, jest jednym z najlepszych. Prędzej siebie, że nie zdążyłam zareagować.
Z tego, co wiem, nic was tu nie ciągnie, więc nie wracajcie do Ramis.
Dbaj o Orianę.
O siebie też.
Victoria


Przycisnął rękę do twarzy i przez chwilę wpatrywał się w tekst. Czy to naprawdę ona pisała? Data się zgadzała i generalnie wszystko wokół również, ale on myślami wciąż szukał wątpliwości. Tak naprawdę nic nie byłoby teraz potwierdzeniem, to nie list nie zgadzał się z faktami a Rudolf.
Powoli oparł się plecami o kanapę, złożył list z powrotem i niespiesznie wsunął do koperty. Czy on się tego spodziewał? W pewnym sensie tak, jakaś szczypta rozsądku szeptała, że całe życie Zevisa dzień w dzień jest jednym wielkim ryzykiem. Sam nawet ostrzegał go przed owym kolegą. A jednak nie chciał się tego spodziewać, tak jak teraz nie chciał przyjąć tego do wiadomości.
Zastukał nerwowo kopertą w kolano.
— Ori. — Zerknął na lisiczkę. — Arrann-nai... nie żży-je... — rzucił cicho, za chwilę opuszczając wzrok na jakiś nieistniejący punkt przed sobą. Nie, nie docierało to do niego. Przecież tak nie mogło być. To niesprawiedliwe.
Rudolf Isarbeck
Rudolf Isarbeck

Stan postaci : W porządku. || Blizny: kreska w poprzek pierwszych paliczków prawej ręki; niewielka kreska na lewym barku, na lewym ramieniu i prawym udzie; ślad po postrzale na prawym udzie.
Ekwipunek : noże, sztuk 5; sztylet 15 cm, sztuk 2; skalpel; wytrych, sztuk 6; napinacz, sztuk 2; manierka z wodą; pistolet skałkowy, sztuk 2 [jeden zdobiony]; amunicja, sztuk 7; drobiazgi: ołówek, scyzoryk, pilnik, sznurek, krzesiwo, notatnik, proch, siarka, saletra, cukier, żelazne opiłki, pierścień z zielonym okiem, suszone zioła [mięta, rumianek, pokrzywa], maść na gojenie ran, kilka prowizorycznych bandaży.
Ubiór : ubrany na ciemno. Czarna bandana, wysokie buty, rękawiczki bez końcówek palców, czarna płócienna kurtka, ciemno zielona peleryna z kapturem, czarna od wewnątrz, zapinana matową sprzączką. Szczegóły w KP.
Źródło avatara : NN, pinterest

Powrót do góry Go down

Rezydencja Krzeworożu - Page 4 Empty Re: Rezydencja Krzeworożu

Pisanie by Oriana Sob Kwi 24, 2021 11:32 am

Oriana w ciszy obserwowała Rudolfa, który wyjął list z koperty i zaczął czytać treść, która była mu przeznaczona. Jego twarz wyrażała niezrozumienie, a cała atmosfera przybrała postać niepokoju, który przeszywał jej całe ciało. Miała złe przeczucia, zaś ta chwila ciągnęła się w nieskończoność. W końcu zaś usłyszała swoje imię i uniosła uszy. Lecz kolejne słowa, były jak młotek, którym ktoś ją uderzył. Co? Pan Aranai nie żył…? Ale… ale jak, przecież z nim rozmawiała, on jej dał nawet ciepłe ubrania, był taki uśmiechnięty i pełen wigoru, jak mógł… nie żyć…
Lisiczka zamarła, nie umiejąc nawet wymówić słowa, jakby to było nierealne. Za dużo złych rzeczy się działo, aby móc przyjąć to normalnie. W końcu Pani Raust wstała.
-Babcia mówiła, że na nerwy najlepsza jest nalewka. Poczekajcie…
Powiedziała ponuro i poszła powoli do kuchni. Oriana jej nie słuchała, zamiast tego, obserwowała Panicza. Choć Pan Aranai nie był jej taki bliski, był przecież przyjacielem jej właściciela. Jak on musiał czuć się teraz… jaki smutek go musiał przepełniać, choć jeszcze sam nie był tego świadomy…?
Lisiczka usiadła obok niego i instynktownie objęła go rękoma, przechylając jego głowę na swoje piersi, wtulając go całego w siebie, zaś z własnego czarnego ogona, robiąc kocyk, który ułożyła na jego kolanach i brzuchu. Zaczęła go głaskać po włosach, opierając swój policzek o jego głowę.
“Paniczu, oddaj mi cały swój ból. Nie chcę, byś kiedykolwiek był smutny. Jestem tu… Twój smutek jest moim smutkiem…” pomyślała, a wtedy pojedyńcze łzy spłynęły po jej twarzy, ale była cicha jak nigdy, przekazując mu całe swoje ciepło.
Annabell zatrzymała się w progu wejścia do salonu, obserwując tę scenę. To było przykre. Chyba… chyba jednak zostawi ich samych. Dlatego, bez słowa wyszła z salonu, aby udać się do domu. Chłopak już miał wsparcie…

Roberto znów podjął kolejne kroki, aby zbliżyć się do rumaka i swoimi pazurami pogładzić pieszczotliwie futro karusa. Analizował każdy szczegół ran, faktycznie wszystko wyglądało bardzo porządnie, znaczy, ktoś się postarał, aby uleczyć tego konia. Ale kto?
Wtedy chyba znalazła się zagadka, kiedy usłyszał zamykane drzwiczki. Przeniósł zielone oczy na postać elfa, który zatrzymał się nieopodal niego, wkładając ręce do kieszeni, zaś jego postawa wyglądała, jakby nie był chętny na pogadanki. A może po prostu miał podły humor? Niestety, Rio nie czuł się na tyle, aby pozwolić sobie na analizowanie jego osoby, zbyt szybko się rozkojarzał i gubił temat.
-I...w...o…- Wyrecytował jego imię, dosyć przeciągle, jakby upewniał się, że wymawia je prawidłowo. Wydawał się zagubiony i niepewny, czy tak się nazywa elf. To zabawne, prawda? Znał go już trochę, wcale go nie zapomniał, ale teraz nawet podstawowe informacje wydawały mu się nie takie pewne, co więcej, na tyle zawiłe, jakby mógł je poplątać. -Jak się czujesz… Iwo…?
Spytał i się uśmiechnął lekko. Miał na myśli samopoczucie mężczyzny, zaś sam wyraz twarzy, choć zmarnowany i osłabiony, wydawał się budzić sympatię. Nikt mu nie powiedział, co się stało? Właściwie, streszczono mu to, ale skoro nie pamiętał incydentu, czemu miałby kogokolwiek winić?
-D...dobra robota…
Dodał zaraz, mając na myśli rany karusa, co było pochwałą dla jego trudu, zaś łapą zapierał się o konia, żeby nie stracić równowagi, choć jego głowa lekko się kołysała, szukając punktu równowagi.
Oriana
Oriana

Stan postaci : Małe blizny na plecach.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Rezydencja Krzeworożu - Page 4 Empty Re: Rezydencja Krzeworożu

Pisanie by Iwo Sob Kwi 24, 2021 12:37 pm

No i wyszedłem do niego. Po co? Nie wiem, ale teraz, jak tak stałem i patrzyłem na Rio, to miałem jeszcze gorszy humor. Nie to, że on mi go zepsuł, on tu winy nie ponosi, ale jego obecność mnie stresowała.
Przechyliłem ledwo widocznie głowę w bok, kiedy powiedział moje imię w dziwny sposób. Poczułem, jak mi się pierś z żalu zapada, gdy usłyszałem jego pytanie o moje samopoczucie. To ja go powinienem o to pytać, a nie on mnie, przecież mi nic nie jest, to nie ja oberwałem z kopyta w łeb. Patrzyłem na niego nie wiedząc co robić. Zacisnąłem zęby nie odpowiadając. On się chyba nieczęsto uśmiecha, prawda? Może zwyczajnie nie uśmiecha się do mnie? Kto się do mnie uśmiecha niby? Moje krowy, pewnie dlatego, że daję im jeść.
Pociągnąłem nosem słysząc pochwałę. Na bogów, oczy mi się zaszkliły. Nie powinien mnie chwalić, że naprawiłem coś, co sam zepsułem, ale i tak to było strasznie miłe, usłyszeć od kogoś takie słowa, a nie ,,Zły pies." czy ,,Idź stąd.". Sapnąłem cicho, skrępowany sytuacją bardziej niż kiedykolwiek byłem.
Spuściłem głowę, przygarbiłem się i ruszyłem w stronę chłopaka, już czując, jak znów mi po policzkach coś ścieka. To wszystko jest takie nieprzyjemne i denerwujące. Uważając na jego głowę ostrożnie objąłem Rio w pasie, podszedłem jeszcze bliżej, żeby go mocniej przytulić do siebie. Musiałem się odrobinę pochylić, bo trochę za wysoki urosłem. Znów pociągnąłem nosem, przenosząc jedną rękę wyżej na jego plecy i zaciskając mocno palce na materiale jego płaszcza i jeszcze mocniej chłopaka trzymając. Byłem zdenerwowany, co było czuć i słychać, ale chyba Rio nikomu nie wygada, co nie?
Szczerze, nie miałem zamiaru go puszczać w najbliższej przyszłości, a przynajmniej nie miałem zamiaru odpuszczać objęcia jako pierwszy. Było mi miło? Może nie chciałem patrzyć na niego po zrobieniu czegoś takiego? Może nie chciałem, żeby to on na mnie patrzył? Nie wiem, nie chce mi się myśleć nad powodem, bo znając mnie i tak do odpowiedzi nie dotrę. Trudno, możemy tak stać, mi to ani trochę nie przeszkadza.
Iwo
Iwo

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-tatuaże na dłoniach i plecach
-chory na likantropię
-drobne blizny na lewym boku i nodze
-lekko nacięty kawałek ucha
Na pewno coś mu dolega, ale lekarze to przed nim ciągle ukrywają.
Obrażenia tymczasowe:
-poobijany po bójce
-pogryzione ramię
-rozcięty wierzch dłoni
Ekwipunek : .
Kieszeń:
-domowej roboty porzeczkowe papierosy
-zapałki
-klucze do domu (przyczepione łańcuszkiem do spodni)
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : .

Powrót do góry Go down

Rezydencja Krzeworożu - Page 4 Empty Re: Rezydencja Krzeworożu

Pisanie by Rudolf Isarbeck Sob Kwi 24, 2021 1:38 pm

  Nie zwrócił większej uwagi na Panią Raust, jej słowa, choć miłe, to nie zdawały się zbyt dobrze docierać do świadomości Rudolfa. Nie obchodziła go nalewka. Była tylko nikłym szumem w całej tej ciężkiej ciszy, która zapadła, niewiele zmieniającym w rzeczywistości. Gdyby tylko nalewka mogła zmieniać takie rzeczy. Byłaby prawdziwym remedium na świat i życie, które jak zwykle miały własny plan, nic sobie nie robiąc z nadziei i wizji tych, którzy ich doświadczają. Choć taka idealizacja chyba też by do niego nie przemówiła. Rudolf doskonale rozumiał, co się stało. Nie był pewien szczegółów, może właśnie dlatego Aran nie chciał ich zdradzać, ale fakt, że zadarł z niewłaściwymi ludźmi, był oczywisty. Dodając do tego to, że był Gwiazdą, musieli to być niebagatelni ludzie.
  W pierwszej chwili nie zareagował na Orianę, która się dosiadła, ale kiedy przytuliła go do siebie, coś w nim pękło. Opatulił ją rękoma, nos chowając w jej szyję. Przymknął ślepia i odetchnął głębiej, bardzo powoli, jakby obawiając się, że ten oddech nagle mu zadrży, choć nic na to nie wskazywało. Była taka cieplutka, a zapach jej włosów uspokajał lepiej niż wszelkie procenty. Przypominał, że choć nie jest dobrze, to wciąż nie jest bardzo źle. Była tu razem z nim. Nie obok, a razem.
  Wyprostował się nieznacznie i przytulił ją do siebie. Nie chciał o tym teraz myśleć, ale myśli same pchały się do głowy. Co on by zrobił, gdyby to Ori przyszło umrzeć? Chyba nie umiałby sobie wybaczyć. W tym momencie zapominał jednak o jednym ważnym szczególe. Prawdopodobnie te kilka tygodni z Rudolfem były jednym z lepszych okresów jej życia. Już samym tym sprawił jej ogromny prezent. Jakkolwiek żałośnie by to nie brzmiało.
  Właściwie to zrobiło mu się trochę głupio. Kątem oka zerknął w stronę drzwi na korytarz, ale nikogo tam nie było. Choć Raust powinna już dawno przyjść, stąd prosty wniosek, że musiała się tam zjawić. No trudno.
  Usiadł prosto i pogładził jej puchate uszka. Lubił to robić, były takie miękkie i przyjemne w dotyku.
  — Dź-dźiękuję... — wymruczał cicho, a kąciki ust drgnęły mu nikłym uśmiechu. Smutnym co prawda, ale nie mógł się nie uśmiechnąć do niej. — J-jesteś niezast-t-tąpiona.
  Przytulił jej łebek i puścił ostatecznie, by przenieść wzrok na kopertę, która wylądowała między nimi na kanapie. Trochę przy tym zmięła, ale to nieważne.
  — Będź-zie trzszeba tam wr-rócić... — Złożył kopertę i wsunął do kieszeni. Ich wyjazd jednak będzie musiał się opóźnić ze względu na stan karusa. Nie chciał zostawiać go na zbyt długo, więc będą musieli chwilę zabawić w pobliżu. Może to nawet lepiej, będzie można zdobyć trochę pieniędzy. W końcu Aranai nauczył go jeszcze jednej ciekawej rzeczy - polowania na ludzi.
Rudolf Isarbeck
Rudolf Isarbeck

Stan postaci : W porządku. || Blizny: kreska w poprzek pierwszych paliczków prawej ręki; niewielka kreska na lewym barku, na lewym ramieniu i prawym udzie; ślad po postrzale na prawym udzie.
Ekwipunek : noże, sztuk 5; sztylet 15 cm, sztuk 2; skalpel; wytrych, sztuk 6; napinacz, sztuk 2; manierka z wodą; pistolet skałkowy, sztuk 2 [jeden zdobiony]; amunicja, sztuk 7; drobiazgi: ołówek, scyzoryk, pilnik, sznurek, krzesiwo, notatnik, proch, siarka, saletra, cukier, żelazne opiłki, pierścień z zielonym okiem, suszone zioła [mięta, rumianek, pokrzywa], maść na gojenie ran, kilka prowizorycznych bandaży.
Ubiór : ubrany na ciemno. Czarna bandana, wysokie buty, rękawiczki bez końcówek palców, czarna płócienna kurtka, ciemno zielona peleryna z kapturem, czarna od wewnątrz, zapinana matową sprzączką. Szczegóły w KP.
Źródło avatara : NN, pinterest

Powrót do góry Go down

Rezydencja Krzeworożu - Page 4 Empty Re: Rezydencja Krzeworożu

Pisanie by Oriana Sob Kwi 24, 2021 2:18 pm

Panicz może o tym nie wiedział, ale jego włosy też pięknie pachniały, bo pachniały Paniczem, a to był najwspanialszy zapach, jaki tylko zwierzęce zmysły mogły wyczuć w swej szczegółowości. To było takie dziwne uczucie… zarazem przepełniający ją smutek, który przeplatał się ze szczęściem, że mogła być dla niego użyteczna, jakby niszczyło to wszystkie jej obawy. Kiedy tylko się w nią wtulił, jej policzki nabierały delikatnych rumieńców, które studziły łzy. Miała wrażenie, że trzyma w rękach wszystko co tylko posiadała. Cały świat i wcale nie było to wyolbrzymione. Zawsze… zawsze była sama, traktowana jak zwierzę, a teraz… miała przecież Panicza, który był inny od każdego człowieka. Jak można być zarazem tak smutną i szczęśliwą? Ale jego myśli były jak najbardziej prawdziwe. Nie potrzebowała wiele więcej, czuła, że sama nigdy nie spłaci długu, który miała wobec niego.
Długie rzęsy uniosły się w górę, kiedy Rudolf odsunął się na moment, by zaraz objąć jej uszka. Opuściła wzrok, ściskając swoje wargi. Było to przyjemne i zawstydzające, lecz nie mogła wyobrazić sobie lepszego docenienia. Nie… zaraz Isarbeck przebił sam siebie, gdy tylko wymówił magiczne słowa:
-Nieza...stąpiona…?- Powtórzyła za nim, mimowolnie się uśmiechając, jakby otrzymała najwspanialszą rzecz na świecie. To wstyd się przyznać, że jej myśli kompletnie odbiegły od tej tragedii, skupiając się na tym. Teraz miała ochotę płakać ze szczęścia, choć kompletnie nie powinna. -Ja… zawsze będę sprawiać, by Panicz był szczęśliwy.
Przymknęła oczy, a jej buzia przekształciła się w słodki, niewinny uśmiech. Jej serce było rozgrzane od tej dobroci, jeśli zaś pomogła mu oddać jej swój ból, to faktycznie, czuła spełnienie swojego obowiązku. W końcu, to sobie poprzysiągła
-Gdy tylko Paniczu będziesz gotowy, ja podążę za Paniczem… ale… teraz Panicz musi odpocząć.- Pochwyciła jego dłoń i obrała zmieszany wyraz twarzy. -Paniczu, mogę Panicza pilnować…
Dodała zaraz, mając na myśli to, że mogła z nim zostać w pokoju, jeśli zechcę się tam udać, ale jakoś ciężej było jej ułożyć to w konkretne słowa.

Lisek obserwował go uważnie, choć Iwo z jakiegoś powodu nie wymówił nawet słowa, nie odpowiadając na jego pytanie, ani też na skromną pochwałę. Co się działo? Lecz… zaraz dostrzegł, że w oczach Iwo zbierały się łzy. Rozumiał. Nie mógł wyrazić tego co czuje na głos. Jego ciało mówiło to samo w sobie. Ale gdy ten się zbliżył, nie wiedział co mu chodzi po głowię. Nie reagował, jego czas reakcji był nawet zbyt spowolniony, aby móc cokolwiek zrobić z tą sytuacją. Wtedy… elf go objął i przytulił do siebie. Otworzył szeroko swoje zielone oczy, próbując zrozumieć. Poczuł ciepło Iwo, jak też miał wrażenie, jakby lekko drżał. To… płacz…? Był… przepełniony wieloma uczuciami. Nie, nie musiał mówić. Zabawne. Nie pamiętał, kiedy ktokolwiek go przytulił. Uśmiechnął się znów, choć tego nie mógł zobaczyć, bo przez ich różnicę wzrostu, jego twarz wtuliła się w obojczyk Iwo.
-Nie smuć się, I...w...o… nic się nie stało…- Powiedział nagle, choć jego wzrok był tępy, jakby poza tą rzeczywistością, a myśli bardzo mozolnie zbierały się w jego głowię, ignorując każdy ból, który temu towarzyszył. -...ale… jeśli jest Ci smutno… to bądź smutny… ile potrzebujesz…
Dodał zaraz i chyba zachichotał, nie wiedząc czemu, chyba nawet o tym nie myślał, ale zaraz objął go też, układając pazury na jego plecach. Miał wrażenie, że porusza swoim lisim ogonem, ale tylko mózg go oszukuje. Nie wiedział co się dzieje, ale miał wrażenie, że było w porządku. Chyba nie działo się już nic złego, więc nie smuć się Iwo.
Oriana
Oriana

Stan postaci : Małe blizny na plecach.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Rezydencja Krzeworożu - Page 4 Empty Re: Rezydencja Krzeworożu

Pisanie by Iwo Sob Kwi 24, 2021 2:56 pm

Rio zdawał się być poza tym wszystkim, a ja w duszy martwiłem się czy to przez uszkodzenie głowy, czy to, że jeszcze nie wydobrzał. Martwiłem się, czy z tego wyjdzie, ale skoro chodził, to chyba wszystko było w porządku, albo większość była w porządku.
Przytuliłem go, nie wiedząc dokładnie dlaczego i co dalej robić, ale o ile miałem jeszcze jakieś obawy na początku, to kiedy poczułem jego ręce owijające się dookoła mnie, wszystkie złe myśli zniknęły. Nie wiedziałem czy pamięta, że to przeze mnie i mi wybaczył, czy nic nie pamięta, więc nie ma, jak się złościć.
Pozwolił mi się smucić i dał mi do tego bezpieczną przestrzeń. Choćbym chciał, to nie umiałbym w tej chwili czemuś takiemu odmówić.
-Mhm...-wymruczałem. Nawet w tym wymruczeniu głos mi się załamał, a pociąganie nosem i drżenie ciała się wzmocniło. Wszystko mnie bolało i byłem zmęczony i wystraszony, lecz te rzeczy chwilowo zeszły na dalszy plan, jakby to jedno przytulenie mnie od całego zła odgradzało. Co chwila zastanawiałem się jak to będzie jutro, jak spojrzę wszystkim w oczy, jak się będę zachowywał, co oni zrobią. Czy będzie niezręcznie? Będziemy się krzywić na myśli, co się dzisiaj stało? Sam nie wiem, ale z tego całego myślenia wyciągnąłem jeden wniosek, mianowicie to, że chciałbym być u boku Rio tak długo, jak będzie mnie chciał przy sobie mieć.
Staliśmy tak jeszcze kilka minut, bo nie umiałem i nie chciałem odpuścić, jednak koniec końców postanowiłem, że to co robimy jest z lekka nieodpowiedzialne i o konia dbam bardziej niż o... przyjaciela, przywódcę, podopiecznego? Trudno mi określić, na jakim miejscu się Lis znajduje, ale gdzieś na pewno.
-Powinieneś leżeć w łóżku.-ofukałem Rio, chociaż w tych słowach więcej niż wyrzutów było wdzięczności, że tutaj przyszedł mimo złego stanu zdrowia. Pewnie gdyby tego nie zrobił, zwinąłbym się niedługo do domu i tam się załamywał z myślami, że mnie blondyn nienawidzi.
Wytarłem mankietem oczy, po czym poluźniłem objęcie i cofnąłem się o krok. Dalej byłem blisko Rio, widziałem przed chwilą, jak niepewnie stał i nie ufałem jego nogom, gotów w każdej chwili go pochwycić i zanieść do wnętrza rezydencji na rękach. Moja łopatka pewnie będzie protestować, ale to nie moja sprawa, że mnie coś boli.
-Chodź do domu, Rio.-poprosiłem, po czym, podtrzymując go za łokieć wyprowadziłem z boksu i zamknąłem go za nami, żeby Karus nawet nie myślał o wycieczce na pastwisko. Trzeba się zmierzyć z innymi. Może nie zareagują na mnie w żaden sposób, może coś zrobią. Ta niewiadoma mnie irytowała, więc na szelki wypadek zachowam milczenie i będę się chował za Lisem.
Iwo
Iwo

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-tatuaże na dłoniach i plecach
-chory na likantropię
-drobne blizny na lewym boku i nodze
-lekko nacięty kawałek ucha
Na pewno coś mu dolega, ale lekarze to przed nim ciągle ukrywają.
Obrażenia tymczasowe:
-poobijany po bójce
-pogryzione ramię
-rozcięty wierzch dłoni
Ekwipunek : .
Kieszeń:
-domowej roboty porzeczkowe papierosy
-zapałki
-klucze do domu (przyczepione łańcuszkiem do spodni)
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : .

Powrót do góry Go down

Rezydencja Krzeworożu - Page 4 Empty Re: Rezydencja Krzeworożu

Pisanie by Rudolf Isarbeck Nie Kwi 25, 2021 6:40 pm

Chyba nawet nie podejrzewał, jak wielkie znaczenie mogą mieć jego słowa i ile emocji wywołają. Chociaż, czy na pewno? Sam pewnie też chciałby je usłyszeć, tak jak każdy, dla kogo los nie był dotychczas łaskawy. Teraz jednak uśmiech na twarzy Ori był wszystkim, czego potrzebował.
Kiwnął głową na potwierdzenie tego, co właśnie usłyszała. Jej słowa zapewnienia były urocze. Może nawet bardziej prawdziwe, niż jego własne, które już jakiś czas temu wypowiadał.
— Nie w-wątpię — odparł cicho. A potem przyszły kolejne słowa, od których poczuł swego rodzaju zakłopotanie. Nie samą Ori, a tym, że tak się o niego troszczy. Nie przywykł do takich rzeczy, tym bardziej kiedyś by nie pomyślał, że doświadczy ich kogoś jej pokroju. To świadczyło o jednym, lisiczka nie spotkała aż tak wielu złych ludzi, by zacząć osądzać wszystkich. Miała sporo szczęścia.
Opuścił wzrok na swoją rękę, która wylądowała w jej dłoni. Nie bardzo wiedział, co planuje z nią zrobić, nawet jakaś cząstka chłopaka była tym zaniepokojona, aż Ori nie wyjaśniła. W zasadzie nie było to najlepsze wyjaśnienie, brzmiało raczej jak ładne ujęcie prawdy, ale o to nigdy by jej nie posądził.
— Jjeśli chc-cesz. — Wstał niespiesznie z kanapy, puszczając jej łapki. Rzucił okiem w razie gdyby coś miał zgubić, ale niczego tam nie było, toteż ruszył w stronę pokoju gościnnego, zapewne w towarzystwie dziewczyny. — Ori... Jakie mmasz marz-rzenia? — spytał nagle, zerkając na nią.
Rudolf Isarbeck
Rudolf Isarbeck

Stan postaci : W porządku. || Blizny: kreska w poprzek pierwszych paliczków prawej ręki; niewielka kreska na lewym barku, na lewym ramieniu i prawym udzie; ślad po postrzale na prawym udzie.
Ekwipunek : noże, sztuk 5; sztylet 15 cm, sztuk 2; skalpel; wytrych, sztuk 6; napinacz, sztuk 2; manierka z wodą; pistolet skałkowy, sztuk 2 [jeden zdobiony]; amunicja, sztuk 7; drobiazgi: ołówek, scyzoryk, pilnik, sznurek, krzesiwo, notatnik, proch, siarka, saletra, cukier, żelazne opiłki, pierścień z zielonym okiem, suszone zioła [mięta, rumianek, pokrzywa], maść na gojenie ran, kilka prowizorycznych bandaży.
Ubiór : ubrany na ciemno. Czarna bandana, wysokie buty, rękawiczki bez końcówek palców, czarna płócienna kurtka, ciemno zielona peleryna z kapturem, czarna od wewnątrz, zapinana matową sprzączką. Szczegóły w KP.
Źródło avatara : NN, pinterest

Powrót do góry Go down

Rezydencja Krzeworożu - Page 4 Empty Re: Rezydencja Krzeworożu

Pisanie by Oriana Nie Kwi 25, 2021 11:00 pm

Zgodził się? Naprawdę? Z...zrozumiał co miała na myśli? A była taka niekonkretna… Panicz umie czytać w jej myślach! Panicz jest cudowny skoro tak umie! Zaraz… o nie, Panicz umie czytać w myślach! Nie myśl o Paniczu, Ori, nie myśl! Ale… tooo truuudneee.
-To idziemy!
Zachichotała i poczekała, aż ten ją puścił i wstał, kierując się do wyjścia z salonu. Sama zaraz też wstała, by po kilku krokach się zatrzymać. Zadał jej pytanie, którego się nie spodziewała. Dlaczego takiego? Przecież…
Uśmiechnęła się niepewnie, załączając swoje dłonie.
-Paniczu, ja… jestem niewolnicą. Jakkolwiek Panicz by nie był dla mnie wspaniały…- Przełknęła ślinę. -...moim obowiązkiem jest służyć. Od zawsze. Ale…- Lekko spanikowała. -...proszę nie myśleć, że mi z tym źle! Jestem szczęśliwa, że to akurat Panicz jest moim właścicielem. Będę szczęśliwa, jeśli… pomogę Paniczowi spełnić własne marzenia. Yhm. To moje skromne marzenie.
Znów zachichotała i ruszyła dalej.
Zaraz wyszli na hol, a z niego, na schody, które doprowadziły ich na piętro, do pokoju gościnnego, w którym nocował Rudolf. Było tam łóżko, a obok niego, biurko z kilkoma kartkami. Oriana podbiegła do tego drugiego, zajmując miejsce na krześle.
-Paniczu, proszę się położyć i wypoczywać nie myśląc o niczym!
Rzuciła, a w połączeniu z jej delikatnym głosem, brzmiało to jak niepoważny rozkaz. Zaraz wyjęła ołówek, który miała ze sobą od cyrku i zaczęła coś rysować na kartkach. I ona ma swoje zajęcie. Nie chciała zasnąć, musiała pilnować Panicza!

Dum. Dum. Drrr. Serce Iwo biło szybciej, a ciało drżało. Te wibracje przepełnione rozpaczą. Hmm, to przyjemne. Smutek Iwo był dobry. To znaczyło, że był prawdziwy. W tej chwili, pełen żali, obawy i innych negatywnych emocji, był bardziej prawdziwy, niż kiedykolwiek. W tej krótkiej chwili żył. Więc mógł i potrafił żyć. Stawiał sobie poprzeczkę. Uspokajał się. Wróci do skorupy? Ile potrzeba rozpaczy, aby znów iskrzył? Więcej bólu.
Spojrzał na niego, gdy ten się odsunął i wytarł swoje oczy. Rio wciąż delikatnie się uśmiechał, przynajmniej do czasu, aż elf rzucił pierwszymi słowami. Przekręcił głowę na bok, a była ciężką jak nigdy, jakby szyją jej nie mogła utrzymać.
-Powinienem? Myślałem… że muszę być tutaj.
Odpowiedział, ale nie czuł pewności we własnych słowach. Teraz naprawdę nie wiedział, co dokładnie chciał od tej stodoły. Chodziło o karusa? Więc… to wszystko, tak?
-W porządku. Pomóż.
Dodał zaraz, gdy Iwo zobowiązał się go odprowadzić. Lis potrzebował zaparcia się, bo odległość do domostwa była zbyt duża. Ale zaraz, razem kroczyli po zielonej trawie. Właściwie, nie był pewny kiedy to nastąpiło.
-Dom był pusty. Gdzie wszyscy?
Zapytał go, chcąc mieć jakieś sprawozdanie, które jego mózg przyjmie. Kojarzył tylko obecność Oriany, ale ta zniknęła. Dawno temu? Chyba nie…
Oriana
Oriana

Stan postaci : Małe blizny na plecach.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Rezydencja Krzeworożu - Page 4 Empty Re: Rezydencja Krzeworożu

Pisanie by Iwo Nie Kwi 25, 2021 11:48 pm

Gdybym mógł być teraz w jego głowie, albo gdyby chociaż powiedział ułamek tego, co się tam dzieje, to byłoby to okropnie żenujące. Chwila słabości i przytulenie, to jedno, a mówienie o tym, co ma się w sobie jest czymś zupełnie innym, czymś niezwykle niewygodnym i zbędnym.
Przytulałem go, spokój czerpiąc z ulgi, jaką mi dawała świadomość, że chłopak żyje i nie zabiłem go w żaden sposób. Nie wiem co jeszcze czułem, było ciepło i miękko, ładnie pachniało, bandażami i Rio, i to tyle.
Odsunąłem się od niego o krok, po chwili, ze zmarszczonymi brwiami, patrzyłem na niego, jak się zastanawiał po co tutaj przyszedł.
-Miałeś się zająć koniem, ale ja to zrobiłem.-wyjaśniłem i miałem nadzieję, że rozwiałem jego wątpliwości. Odwaliłem za niego całą robotę, niech się cieszy, a nie szuka kolejnego zadania dla siebie.
Patrząc na niego w półmroku, z lekko czerwonymi oczyma, skinąłem głową na prośbę o pomoc. Nie wiedziałem jak to zrobić. Niby przed chwilą staliśmy blisko siebie, ale to nie było naturalne zachowanie, bo normalnie się tak do siebie nie zbliżamy. Złapałem go więc pod łokieć, licząc, że to wystarczy. Nie wiedziałem jak iść, w jakim tempie i jaką dokładnie trasą. Aż głupio mi było, że to dla mnie tak trudne zadanie, bo nie chodzę dużo z innymi ludźmi.
Uniosłem wzrok na dom kiedy zadał pytanie. Może faktycznie w mniejszej ilości pokojów jarzyło się światło świec czy lamp oliwnych, nie mnie to oceniać, nie umiem, bo u mnie w domu zawsze ciemno.
-Nie wiem.-mruknąłem nieco od niechcenia. Nie mam informacji, jakich potrzebuje.-Raz gdzieś pojechał.-dodałem po kilku sekundach przypominając sobie ten detal. Zerknąłem w stronę bramy obawiając się, że zobaczę niebieskiego, który właśnie kończy przejażdżkę. Nie podobało mi się, że dom był pusty. Zostawili Rio samego? Kurwa, idioci. Prychnąłem nosem. Irytowało mnie teraz wszystko, a najbardziej to, że wydawało mi się, że dalej jestem w nie takim stanie, jak zawsze jestem. To wszystko w stodole wybiło mnie z mojego rytmu, to było denerwujące.
Weszliśmy do środka. Usłyszałem, że jednak dom nie jest taki pusty, jakbym chciał. Nie miałem zamiaru jednak wchodzić w kontakt z tymi, którzy tutaj są, więc nawet jeśli na kogoś się natknęliśmy, to obdarzyłem ich co najwyżej obrażonym i niezadowolonym wyrazem twarzy.
Pokonanie schodów chwilę nam zajęło, ale się udało i szczęśliwie dotarliśmy do pokoju Rio. Chociaż czułem, że było wietrzone jakiś czas temu, to dalej wywąchałem lekką nutę jakichś gryzących leków.
Podprowadziłem Lisa do łóżka i jako tako przypilnowałem, aby siadł na nim w cywilizowany sposób. Co dalej? On idzie spać? Ja mam siedzieć tutaj? Po raz kolejny tego wieczoru ogarnął mnie beznadziejny brak pomysłu na to co mam zrobić ze sobą. Ileż razy łatwiej by było gdybym był psem. Mógłbym coś zrobić, znając życie, już bym miał łeb na jego nogach albo grzałbym materac. Rozejrzałem się po pokoju. Dziwnie mi tutaj było, ale miałem zamiar tutaj zostać. Skoro nikt nie chce Rio pilnować, to ja to zrobię, oby tylko nic się nie działo w czasie mojej warty.
Iwo
Iwo

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-tatuaże na dłoniach i plecach
-chory na likantropię
-drobne blizny na lewym boku i nodze
-lekko nacięty kawałek ucha
Na pewno coś mu dolega, ale lekarze to przed nim ciągle ukrywają.
Obrażenia tymczasowe:
-poobijany po bójce
-pogryzione ramię
-rozcięty wierzch dłoni
Ekwipunek : .
Kieszeń:
-domowej roboty porzeczkowe papierosy
-zapałki
-klucze do domu (przyczepione łańcuszkiem do spodni)
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : .

Powrót do góry Go down

Rezydencja Krzeworożu - Page 4 Empty Re: Rezydencja Krzeworożu

Pisanie by Rudolf Isarbeck Sro Kwi 28, 2021 12:49 am

  Przystanął również, kiedy kroki Ori ucichły. Czyżby to pytanie aż tak bardzo ją ruszyło? Miał tylko nadzieję, ze nie było dla niej nie na miejscu, ale chyba nie wyglądało na to. Raczej ją zwyczajnie zaskoczył. To smutne, jak się tak zastanowić. Nikt nigdy nie interesował się tym, co czuje, myśli, na co miałaby ochotę. Jej odpowiedź wydawała się wyuczona. Nie w tym sensie, by się mu przypodobać czy sprawić przyjemność, choć to pewnie też miała na myśli, lecz zwyczajnie wyuczona jako jedyna odpowiednia. I jedyna możliwa, bo rzeczywiście jakie marzenia może mieć niewolnik i po co, skoro i tak się nie spełnią? To było chyba najbardziej uderzające.
  — Obbowiązkki dające r-addość to nie-zzawsze t-to samo co m-marzenia — odparł, aczkolwiek jego lekki uśmiech zapewniał, że akceptuje jej odpowiedź. W zasadzie nie traktował tego jako pytania samego w sobie, a bardziej luźną rozmowę.
  Dotarli do pokoju, który był dla niego przeznaczony. Jeśli miałby być szczery, to wolałby nocować gdzieś indziej, najlepiej w mieście, jednak brak transportu niejako go uziemił. W dodatku była późna pora. Chcąc nie chcąc musiał zabawić tu jeszcze przynajmniej do świtu. Nie żeby pokój był zły, jemu do zarzucenia absolutnie nic nie miał.
  Zerknął na Ori i zaśmiał się cicho, słysząc jej rozkaz. To było rozbrajające. Jego lisek obronny. Właściwie, może coś w tym było, skoro potrafiła okiełznać nawet wilkołaka.
  Zostawił ją na chwilę, by przyszykować się do snu. Z racji tego, że byli w podróży, to wiele to nie zmieniło, targanie ze sobą jakichkolwiek koszuli nocnych czy czegoś takiego byłoby skrajnie niepotrzebne. Wracając, pozwolił sobie natomiast zerknąć jej przez ramię.
  — C-co rysssujesz? — rzucił z zaciekawieniem.
Rudolf Isarbeck
Rudolf Isarbeck

Stan postaci : W porządku. || Blizny: kreska w poprzek pierwszych paliczków prawej ręki; niewielka kreska na lewym barku, na lewym ramieniu i prawym udzie; ślad po postrzale na prawym udzie.
Ekwipunek : noże, sztuk 5; sztylet 15 cm, sztuk 2; skalpel; wytrych, sztuk 6; napinacz, sztuk 2; manierka z wodą; pistolet skałkowy, sztuk 2 [jeden zdobiony]; amunicja, sztuk 7; drobiazgi: ołówek, scyzoryk, pilnik, sznurek, krzesiwo, notatnik, proch, siarka, saletra, cukier, żelazne opiłki, pierścień z zielonym okiem, suszone zioła [mięta, rumianek, pokrzywa], maść na gojenie ran, kilka prowizorycznych bandaży.
Ubiór : ubrany na ciemno. Czarna bandana, wysokie buty, rękawiczki bez końcówek palców, czarna płócienna kurtka, ciemno zielona peleryna z kapturem, czarna od wewnątrz, zapinana matową sprzączką. Szczegóły w KP.
Źródło avatara : NN, pinterest

Powrót do góry Go down

Rezydencja Krzeworożu - Page 4 Empty Re: Rezydencja Krzeworożu

Pisanie by Oriana Sro Kwi 28, 2021 12:16 pm

Wciąż myślała nad jego słowami. Obowiązki dające radość nie były marzeniami. Cóż, może miał rację, był dużo mądrzejszy od niej, ona nie wiedziała, ona tylko tak sądziła, ale… skoro to było jej jedyne przeznaczenie, czemu miałaby postrzegać to inaczej? Bo jeśli nie będzie mieć marzeń, jej egzystencja będzie pusta. Jeśli pomoc Paniczowi sprawi jej przyjemność, jego sukces będzie dla niej marzeniem, to będzie miała wrażenie, że po coś tu jest i jej żywot nie będzie obojętny światu. Przecież po śmierci i tak jej nic nie czeka. Hybrydy nie mają duszy, słyszała to wiele razy. To będzie koniec, ale nie dla Panicza. Łatwiej umierać ze świadomością, że dało się komuś coś wspaniałego, co ta osoba zabierze ze sobą. Jeśli sama nie będzie dalej istnieć, może istnieć w sercu kogoś innego. Tak przetrwa. Tak tylko może przetrwać. “Więc przepraszam, Paniczu. Ale ten obowiązek będzie moim marzeniem.”
Rudolf chyba nie posłuchał jej polecenia, bo się zakradł, aby zobaczyć nieukończone dzieło sztuki, a ta z piskiem rzuciła się na kartki, zakrywając je własnym ciałem i zamykając oczy.
-Paniczu, nie! Nie wolno! Nie skończyłam!- Mruknęła z niezadowoleniem, ale nie było ono jakoś negujące, bardziej jak zawód małego dziecka, tego nie bierze się na poważnie. -To będę ja, Panicz, wielki pies, Rio, Pani Raust i pan An’Doral! Aleee, to trochę zajmie, hm.
Dodała zaraz, tłumacząc swój zarys koncepcyjny, ale jak Panicz patrzy, to jak najsurowsza ocena na świecie. Tak to jej się ręce będą trząść. Tak nie może być!
-Paniczu, miał Panicz leżeć!- Mówi nagle, by szybko wstać i chwycić Rudolfa w ramionach, cofając go do tyłu na łóżku. Niestety, ale jak często zdarza Wam się w tak nagłych chwilach nadepnąć na własny ogon? Tak, Oriana w swej niezdarności poleciała do przodu, prosto na Panicza, przez co razem skończyli w miękkiej pościeli. Zaciskała swe palce i przymykała oczy, biorąc wdechy. Bała się spojrzeć. Zabiła go?! Dobra! Otworzy oczy! Na szczęście, zobaczyła twarz chłopaka, całego i zdrowego. Tylko co on tak leż… o rany, ona leżała na nim! -To nie tak miało być!
Pisnęła i szybko podniosła się z niego, zaczynając się kręcić w kółko na środku pokoju, jakby w panice. Ale się wygłupiła, jeszcze katowała właściciela sobą, bezużyteczna niewolnica! Nie powinna tak robić! Musi mu to zadośćuczynić!
-Paniczu?! Jesteś głodny? Mogę iść do kuchni i zrobić Ci jeść, umiem, u Hrabiego Lovica gotowałam!
Spytała pośpiesznie, łącząc ze sobą dłonie i kuląc ogon, zaś uszy lekko opadły. Szczerze, czuła że tylko się zatacza w beznadziei własnej głupoty.

To miło, że Iwo zajął się rumakiem, kiedy akurat sam leżał w łóżku. W końcu, to miało sens, był koniuszym. Ale… gdzie pojechał Pan An’Doral? Pani Raust mogła iść do domu, to ma sens, jego lekarz też poszedł, ale po co pojechał Razikale? I kiedy? Była późna pora, a on nie wracał. To go zaczynało na swój sposób martwić. Kiedy wróci? Za ile? Ale, Pan Razikale już tak miał, potrafił albo miesiącami nie opuszczać rezydencji, albo nagle zniknąć na niewiadomo ile. Tak też, teraz jednak był w towarzystwie Iwo.
Kiedy pokonali schody i próg pokoju, usiadł powoli na łóżku, próbując odzyskać koordynację ruchową, bo na moment zakręciło mu się w głowie, co oznajmił, gdy łapę ułożył na swojej czaszce. Wciąż była obolała, ciekawe jak długo. Zielone oczy przeniósł zaraz na Menetysa, który jednak jako jedyny trwał przy nim w tej chwili. Ironia losu.
-Jak Cię zobaczyłem pierwszy raz, chciałem Cię zabić… Jak spotkałem drugi raz, postrzeliłem… a teraz... - Wymruczał do siebie, zastanawiając się, kiedy ich relacja zeszła na takie tory, a choć było to pół roku wspólnego widywania, to i tak miał wrażenie, że ledwie chwilę. -...hahahaha...haha... boli, myślenie boli. Coś tak łatwego… boli… uszkodzony samiec staje się ofiarą...
Zaczął chichotać, jakby z żałości nad sobą, która dopiero teraz zaczynała do niego docierać. Nie byłby teraz w stanie obronić głupiej bramy przed intruzami, a nawet Iwo w formie wilkołaka się do tego nie nadawał. To była jego rola. To było jego terytorium. A teraz, jest kaleką? Ile potrwa ten stan? Tak dużo pytań, tak dużo gubiło się gdzieś między słowami, które momentami nie miały sensu, gdy próbował je wymówić przez usta. Po prostu niemo poruszał wargami, gdy jego oczy utknęły w martwym punkcie. To była katorga. Własne piekło, na które został skazany.
-Wygrałeś… chyba wygrałeś…
Parsknął śmiechem i pochylił głowę, między kolana. Co miał na myśli? Ich wymyśloną wojnę, w której zasady nigdy nie zostały wypowiedziane? Coś w tym rodzaju. To miał na myśli? Sam nie wiedział, co miał na myśli. Nic teraz nie miało ładu i składu.
Oriana
Oriana

Stan postaci : Małe blizny na plecach.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Rezydencja Krzeworożu - Page 4 Empty Re: Rezydencja Krzeworożu

Pisanie by Iwo Sro Kwi 28, 2021 1:33 pm

Znaleźliśmy się w pokoju, a Rio usiadł na łóżku. Wszystko szło lepiej niż myślałem. Nikt się nie wywalił, nikt nie zasłabł, krew mu z głowy nie trysnęła, jak wodospad. Tego się bałem, nawet niespecjalnie miałem ochotę patrzeć, jak się kładzie na materacu, bo się bałem, że wtedy mu szwy puszczą. Wiem, że na krowie szew wytrzyma wiele, ale tutaj jest mowa o Rio, on to nie krowa, chociaż możliwe, że siłą takiej dorównuje.
Obserwowałem go uważnie, jak przyłożył dłoń do głowy. Poczułem w wyobraźni, jak pod palcami czaszka mu się ugina i wgniata w mózg. Dlaczego lekarz tutaj nie został? Co za dureń. Pewnie dostał jakieś licencje na leczenie po znajomości od innego kretyna.
Dziwnie się poczułem, jak na mnie spojrzał. A jak zaczął mówić o początkach naszej znajomości, to już w ogóle było niezręcznie, ale mimo tego słuchałem i w sumie miałem podobne przemyślenia co do niego. Milczałem, bo czasami milczenie potrafi wyciągnąć więcej gadania, niż nam się wydaje. Poskutkowało, chociaż śmiechu się nie spodziewałem. Śmiech jest dziwny, nienaturalny w takiej sytuacji. Zaniepokoił mnie trochę, ale jednocześnie jakoś tak brzmiał smutno. Przekręciłem delikatnie głową kiedy nazwał siebie ofiarą. Nie miałem kompletnie pojęcia, jak na to zareagować. Wlepiałem w niego wzrok kiedy chichotał. To było dziwne, wszystko było dziwne.
Drgnąłem niespokojnie kiedy pochylił głowę między kolana, bo bałem się, że zasłabł i zaraz zaryje o ziemię, lecz na szczęście to się nie działo. Rozejrzałem się po pokoju. Co mam robić? Za dużo się działo ostatnio jak na moje umiejętności działania. Nie umiem.
Sapnąłem cicho, jeszcze raz zerknąłem na dzbanek z wodą stojący na szafce koło łóżka. No coś zrobić trzeba, prawda? Nie trzeba, mogę go zostawić i wyjść, albo stać i dalej nic nie mówić, ale chciałem coś zrobić. Strasznie chciałem.
Powoli ukucnąłem na ziemi tuż przed Rio. Co dalej? CO DALEJ? Co się robi w takich sytuacjach? No było niezręcznie, denerwowałem się i czułem, jak frustracja znowu zaczyna mi szaleć w myślach. O ile się Lis z łóżka nie poderwał czy nie odsunął, kiedy przy nim kucałem, to sięgnąłem głową do jego głowy i bardzo delikatnie, powoli uderzyłem go z baranka. Proszę, niech mu czaszka nie pęknie i niech go to nie zaboli. Starałem się być naprawdę ostrożny. No genialny ruch to był tak czy inaczej, podziwiam siebie za kurwa głupotę. Tylko co teraz?
-Potrzebujesz czegoś?-zapytałem go spokojnie, uznając to za mój ratunek od niezręczności. Nie chciałem, żeby poczuł się jak dziecko, co wymaga opieki, ale może nie będzie osłem i powie, jeśli potrzebuje w czymś pomocy.
Iwo
Iwo

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-tatuaże na dłoniach i plecach
-chory na likantropię
-drobne blizny na lewym boku i nodze
-lekko nacięty kawałek ucha
Na pewno coś mu dolega, ale lekarze to przed nim ciągle ukrywają.
Obrażenia tymczasowe:
-poobijany po bójce
-pogryzione ramię
-rozcięty wierzch dłoni
Ekwipunek : .
Kieszeń:
-domowej roboty porzeczkowe papierosy
-zapałki
-klucze do domu (przyczepione łańcuszkiem do spodni)
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : .

Powrót do góry Go down

Rezydencja Krzeworożu - Page 4 Empty Re: Rezydencja Krzeworożu

Pisanie by Rudolf Isarbeck Czw Kwi 29, 2021 4:44 pm

Nie wolno. Jak te słowa egzotycznie brzmiały w ustach kogoś takiego jak Oriana. Zdawać by się mogło, że to jedno z pierwszych zdań, jakie poznała i jakie wyznaczały granice jej życia, a teraz jak na ironię sama zaczęła je wypowiadać. Choć patrząc na sytuację, to o wiele za dużo powiedziane, to pewnie niejeden człowiek byłby oburzony taką reakcją swojego niewolnika. Ale nie Rudolf. On sam dość się nasłuchał podobnych tekstów, chyba nadal nie czuł się do końca jak pan i władca.
Uśmiechnął się z lekkim rozbawieniem i cofnął tak, żeby nie widzieć kartki. Nie miał wątpliwości, że kiedy lisiczka skończy rysunek, przybiegnie się nim pochwalić, tym bardziej mógł poczekać.
— Mhm... — W zasadzie to miał zamiar zostawić ją ze swoją twórczością, ale wtedy w Ori odpalił się instynkt opiekuńczy coś takiego. W każdym razie jej reakcja była zaskakująco na wyrost i chyba to głównie zatrzymało Rudolfa w miejscu, póki lisiczka się na niego nie wpakowała. Co za pomysł...
— Uhm, cco rob-b-... — nie dokończył przed jej piskiem pełnym paniki.
Isarbeck podparł się rękoma i usiadł na łóżku. To było niezręczne, chyba bardziej niż jej obecność w pokoju w nocy, co właściwie brzmiało śmiesznie patrząc na to, jak przespali jedną z poprzednich.
Dziewczę przejęło się jeszcze bardziej, wydeptując nerwowe kółka i usilnie szukając sposobu naprawienia swojego błędu. Ale czy faktycznie musiała? Nie poczuł się nijak sponiewierany, nie zrobiła nic złego, a w dodatku byli tu sami.
No dobrze, może po prostu nie umiał się na nią złościć.
— Orji — zaczął, starając się nie zaśmiać z całej tej sytuacji. — J-jest noc. Uś-siądź spo-okojnie albo idź-ć spać — stwierdził z uśmiechem, przypatrując jej się.
Jedno trzeba jej było przyznać. Chciała odciągnąć od niego smutek i szło jej to wyśmienicie, nawet jeśli nie do końca świadomie.
Rudolf Isarbeck
Rudolf Isarbeck

Stan postaci : W porządku. || Blizny: kreska w poprzek pierwszych paliczków prawej ręki; niewielka kreska na lewym barku, na lewym ramieniu i prawym udzie; ślad po postrzale na prawym udzie.
Ekwipunek : noże, sztuk 5; sztylet 15 cm, sztuk 2; skalpel; wytrych, sztuk 6; napinacz, sztuk 2; manierka z wodą; pistolet skałkowy, sztuk 2 [jeden zdobiony]; amunicja, sztuk 7; drobiazgi: ołówek, scyzoryk, pilnik, sznurek, krzesiwo, notatnik, proch, siarka, saletra, cukier, żelazne opiłki, pierścień z zielonym okiem, suszone zioła [mięta, rumianek, pokrzywa], maść na gojenie ran, kilka prowizorycznych bandaży.
Ubiór : ubrany na ciemno. Czarna bandana, wysokie buty, rękawiczki bez końcówek palców, czarna płócienna kurtka, ciemno zielona peleryna z kapturem, czarna od wewnątrz, zapinana matową sprzączką. Szczegóły w KP.
Źródło avatara : NN, pinterest

Powrót do góry Go down

Rezydencja Krzeworożu - Page 4 Empty Re: Rezydencja Krzeworożu

Pisanie by Oriana Czw Kwi 29, 2021 11:23 pm

Usiąść? Iść spać? Ale… ale nie mogła, przecież miała go pilnować, pomyślała że będzie miło jak zje coś smacznego, ale… nie był głodny, czy po prostu obraził się? Może ją znienawidził i nie potrzebuje już korzystać z jej pomocy? Już… jakby się zastanowić… czy kiedykolwiek mu w jakikolwiek sposób pomogła? Zrobiła coś co leżało w gestii sługi? Nie… nie w jej mniemaniu. Choć uśmiech jej właściciela potrafił koić nerwy Lisiczki, to jednak wewnętrzne zmartwienia jej nie opuszczały. Może teraz się wygłupiała i kazał się jej uspokoić… to było trudne. Odwykła od służby, odwykła od tego, że nikt jej nie bije i nie krzyczy. Czy może to złe, że tak się nie dzieje? Że nie jest ukarana? Może to coś gorszego? Gdyby ją uderzył, wiedziałaby, że źle zrobiła i wymaga od niej poprawy. A teraz… po prostu nie wiedziała czego wymaga. Jaka ma być i co robić. Ale nie wyglądał na smutnego w tej chwili. Czy więc… naprawdę pomogła…?
-Przepraszam, Paniczu.
Odparła nagle, siląc się na uśmiech i lekko skłaniając w pasie, aby powrócić do biurka z rysunkiem. Wybrała tę pierwszą opcję. Nie mogła spać. Choć oczy jej się powoli kleiły, nie mogła spać, przecież obiecała strzec tego pokoju. W sumie, nie była pewna po co i przed czym. Może tak naprawdę, wciąż szukała dla siebie użyteczności i możliwości bycia blisko z Paniczem.
-Mimo to… naprawdę umiem gotować…
Mruknęła cicho, jakby zatwierdzając go w swym talencie,aby o tym nie zapomniał. Wróciła zaraz do rysowania, choć jej głową lekko opadała ze zmęczenia. Nie! Da radę. Obiecała. Oriana nie składa fałszywych przysiąg!

Rio tkwił w swym chaosie świata stworzonego z rozsypanych puzzli, gdy nagle, ból głowy znów się odezwał. Nie był on jednak samoistny, wywołał go czynnik zewnętrzny. Iwo, kiedy szturchnął go w miejsce rany. Rio słynął, kładąc dłonie na swojej głowie, jakby chronił ją przed eksplozją. Przynajmniej dzięki temu jego plecy się wyprostowały, a zaraz, jedno oko otworzyło,spoglądając po twarzy elfa. Czemu to zrobił…? Czemu go o to pytał…? Tyle niejasności, ale nie wydawały się złe.
-Nie… chyba nie…- Odmruknął, zdejmując palce z głowy, by ręce luźno ułożyły się na kołdrze. -Lekarz powiedział, że będzie lepiej. Przestanie boleć.
Uśmiechnął się,choć własne obawy przed tymi trwałymi uszczerbkami, zostawił dla siebie. Nie musiał tym katował wilkołaka, kto by chciało tym słuchać. Stanu rzeczy to nie zmieni.
-Pan An… Pan An…- Wymawiał, dziwiąc się sobie, że już nie pamięta reszty. -Mój Pan pewnie pojechał po konia. Chyba… hybrydy są drogie.
Rzucił niespodziewanie, ale co miał na myśli? Może było to związane z jego wcześniejszymi przemyśleniami. Kto wie.
W końcu Fallwet sam ułożył się ciężko na łóżku, kładąc głowę na poduszkę i ślepo wpatrując się w sufit. Nie oczekiwał od Iwo nic. Mógł wyjść jak chciał. Mógł tu siedzieć jak chciał. Teraz chyba nie do końca to samo w sobie było dla niego ważne. Chyba próbował walczyć z zawrotami w głowie.
Oriana
Oriana

Stan postaci : Małe blizny na plecach.
Źródło avatara : NN

Powrót do góry Go down

Rezydencja Krzeworożu - Page 4 Empty Re: Rezydencja Krzeworożu

Pisanie by Iwo Pią Kwi 30, 2021 12:14 am

Szturchnąłem go lekko w głowę, myśląc, że to nic takiego, bo zrobiłem to delikatnie. Pomyłem się, znów popełniając błąd. Głowa kopnięta raczej będzie boleć, nieważne, jak delikatnie się ją dotknie, prawda? No jasne, że tak. Więc dlaczego, ja kurwa uznałem, że nie, no nie zaboli, jak się z nim moim zakutym łbem dotknę? I w bagno poszły moje starania o wsparcie, bo sam sprawiam mu więcej bólu. Faktycznie lepiej koniec końców, jakby mnie tutaj nie było. Te myśli sprawiały, że nie czułem dyskomfortu, łatwo mi się myślało o tym, że nie powinno mnie tutaj być. To musi coś znaczyć, prawda? Mój mózg wie co dobre dla wszystkich dookoła mnie, tylko ja idiota nie umiem się posłuchać.
Nie ruszałem się, kiedy przyłożył dłonie do głowy. Bałem się, że zaraz skrzypnę deską w podłodze i to pociągnie za sobą kolejne cierpienie Rio. Chciałem pomóc, ale nie umiałem, ale chciałem. Tylko nie mam pojęcia co robić. Skinąłem głową, jak powiedział, że mnie nie potrzebuje. Może powinienem iść? Mogę się zająć końmi, albo mogę zwyczajnie iść do swojego pokoju. O to mu chodziło z tym mówieniem, że niczego nie potrzebuje? To podprogowe powiedzenie, że mam iść w cholerę? Możliwe, ale nie chciałem iść.
Znów czerepem skinąłem kiedy powiedział o lekarzu. No zazwyczaj tak jest, że po odpoczynku i wyleczeniu mniej boli, a przynajmniej tak powinno być.
Z nazwiskiem niebieskiego mu nie pomogłem, bo sam nie miałem pewności, co do tego. Aldoran, Andoral, Aldonar? Jakaś taka mniej więcej mieszanka. Zakończenie wypowiedzi zwróciło moją uwagę. Drogie hybrydy?
-Pewnie są...-wymruczałem, bo nie wiem. Znam się na cenie bydła i koni, a nie hybryd.
Przyglądałem mu się uważnie kiedy się położył. Podejrzewałem, że chce spać. Ciemno jest, a wyjście do stodoły i powrót do domu są niemałym wyczynem w jego stanie. Trochę go podziwiałem gdzieś z tyłu umysłu. Znam siebie i wiem, że gdybym ja miał taki uraz, to bym nawet się nie poszedł wysikać.
Patrzyłem na niego, jak leży. Kilka sekund przyglądałem się jego piersi, żeby upewnić się, że oddycha. Nie wiem co bym zrobił, gdyby nie oddychał. Może bym poszedł i zjadł tego pożalcie się bogowie lekarza.
W końcu jednak wzrok mój spoczął na jego butach. Butach, które miał na stopach. Stopach, które miał na łóżku. Moje brwi natychmiast postanowiły się zmarszczyć. Przeszedłem z kucania przy łóżku, do klęku i sięgnąłem bez pytania do nóg Rio, aby mu ściągnąć niezawiązane buty. Jego opóźnione reagowanie oraz moja przewaga zaskoczenia sprawiły, że pierwszy but wylądował na podłodze. Teraz zabrałem się za zdejmowanie drugiego. Jeśli i to by mi się udało, to wstałbym, zarzuciłbym na Rio kołdrę skłębioną nieco na łóżku, po czym zająłbym miejsce na krześle i siedział bez słowa, bo co niby miałbym powiedzieć.
Jeśli jednak z jakichś powodów nie chciał mi zdjąć sobie buta, to będę walczył. Nie leży się w butach na łóżku.
Iwo
Iwo

Stan postaci : .
Obrażenia trwałe:
-tatuaże na dłoniach i plecach
-chory na likantropię
-drobne blizny na lewym boku i nodze
-lekko nacięty kawałek ucha
Na pewno coś mu dolega, ale lekarze to przed nim ciągle ukrywają.
Obrażenia tymczasowe:
-poobijany po bójce
-pogryzione ramię
-rozcięty wierzch dłoni
Ekwipunek : .
Kieszeń:
-domowej roboty porzeczkowe papierosy
-zapałki
-klucze do domu (przyczepione łańcuszkiem do spodni)
Ubiór : Kreacje są w KP.
Źródło avatara : .

Powrót do góry Go down

Rezydencja Krzeworożu - Page 4 Empty Re: Rezydencja Krzeworożu

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content


Powrót do góry Go down

Strona 4 z 8 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next

Powrót do góry


 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach